sobota, 12 października 2013

Rozdział siódmy

Susan's POV
Boję się teraz tego co będzie. Justin niepotrzebnie uderzył Josha i to dwa razy. On sam może tego pożałować. Nie wiadomo co Josh teraz z tym wszystkim zrobi, a najgorsze jest to, że znów ja oberwę. Niepotrzebnie Justin się tam zjawił, to nie był pierwszy raz kiedy mnie uderzył, a zrobił to, bo nie było w domu mamy. Czyli jak zawsze. Przebolałabym to po raz kolejny. Jezu, najważniejsze, że Josh nie oddał Justinowi. Mimo tego, że jest starszy równie dobrze mógł go również uderzyć. Nie wiem co by wtedy było. Szczerze mówiąc nie wiedziałam, że Justin może być aż tak bardzo agresywny. Zdążyłam już spostrzec, że jest strasznie zmienny.. Że ma strasznie zmienne zachowanie, raz jest uśmiechnięty, wesoły, a potem już lepiej do niego się nie zbliżać. Ale przy tych okolicznościach, przy tym co się wydarzyło to na razie zbytnio mi to nie przeszkadzało. W zasadzie nie wiem jak mam się odnieść do tego całego Justina Biebera, kimkolwiek on na serio jest. Nie będę się w nim wdawać w jakieś bliższe relacje, chyba.. Nie potrafiłabym. Za dużo przeszłam, żeby znów zostać zranioną, bo nie wiem co on wywinie. Jednak nieważne co się stało dziś cieszę się, że do mnie przyjechał. Mogłabym się tego wypierać cały czas, ale w głębi byłam naprawdę szczęśliwa z tego powodu. Czy to dobre określenie? Na chwilę mogę przy nim zapomnieć o tym co się stało i o tym co się stanie jak wrócę do domu, ale obiecał, że pójdzie tam ze mną. I co wtedy? Pójdzie i co zrobi? Co ja sobie wyobrażam, jak ja tam pójdę to jestem martwa, a co dopiero on. Josh pewnie siedzi i już wymyśla milion sposobów, by zniszczyć Justina, no i mnie. Nie mogę na to pozwolić, nie mogę pakować Justina w kłopoty przez mnie. Przymknęłam na chwilę moje oczy, a przez moje myśli znów przebiegło wydarzenie z tak niedawna..

Z mojego zamyślenia wyrwało mnie silne szarpnięcie mojej ręki przez kogoś i mocne przygwożdżenie do ściany jednego z budynku, który mijałam. Na skutek bólu głośno pisnęłam, czego od razu pożałowałam, bo mężczyzna mocno ścisnął moją buzię. 
- Zostaw mnie do cholery! - krzyknęłam.
- Zamknij pysk dziwko! - odpowiedział mi krzykiem.Po chwili poczułam jak dobiera się do moich spodni i odpiął mój guzik. Zaczęłam się wyrywać i krzyczeć, lecz on znów zatkał moją buzię swoją dłonią. Gdy odepchnęłam go od siebie z całej mojej siły wymierzył cios w mój policzek, przez co od razu krzyknęłam i upadłam na ziemię A on korzystając z okazji ułożył swoje dłonie na moich piersiach i mocno je ścisnął, aż po chwili zobaczyłam jak napastnik upada na ziemię, pod wpływem ciosu..

Kilka razy mrugnęłam, żeby jak najszybciej pozbyć się tego co wydarzyło się wczoraj. To było coś dla mnie strasznego i nie do pomyślenia. Zagryzłam swoją dolną wargę, żeby powstrzymać się od płaczu. Nie w tej chwili, nie przy Justinie. Nie mogę pokazać mu, że jestem słaba. Ale kogo teraz chcę oszukać? Jestem słaba. Mogę powiedzieć, że żyję cicho krwawiąc, to dobre określenie. Jestem wrakiem człowieka.
Wróciło do mnie coś z przed chwili..

Usłyszałam jak główne drzwi od mojego domu się otwierają. Powoli zeszłam na dół, żeby sprawdzić kto to, jednak będąc jeszcze na schodach usłyszałam wołanie.
- Susan, na dół kurwa! - znów ten głos. Nogi się pode mną ugięły, moje serce zaczęło walić jak oszalałe, a w gardle poczułam wielką gulę. Po chwili zeszłam całkowicie na dół, bo wiem, że wparowałby do mojego pokoju nawet jakbym miała zamknięte drzwi.
- Tak? - wydusiłam z siebie.
- Nie udawaj, proszę Cię.. To co miało znaczyć? Gdzie byłaś w nocy i jakim prawem wyszłaś ze swojego pokoju?! - powiedział odkładając swoją torbę z pracy i podchodząc do mnie jeszcze bliżej i ściskając moją twarz.
- Nie muszę Ci się tłumaczyć - powiedziałam mu prosto w oczy i modliłam się tylko o to, żeby nie załamał mi się głos. Pierwszy raz w życiu mu się postawiłam, czego od razu pożałowałam. Josh wymierzył mocny coś w mój policzek, a pod nosem mruknął jeszcze "suka".

W tej chwili już nie wytrzymałam i zalałam się cała łzami. Tak bardzo tęsknię za moim tatą, chcę go z powrotem, a nie tego skończonego kretyna. Gdyby mój tata żył nigdy by nie pozwolił na coś takiego i sam nigdy by mnie nie uderzył. No właśnie, gdyby żył.. Przecież gdyby on tu cały czas był, nigdy nie znałabym Josha. Całe moje życie pozmieniało się właśnie od jego śmierci. Dlaczego to wszystko musiało we mnie tkwić? Mój były przyjaciel, mój tata, Josh, gwałt. Co ja komuś zrobiłam? Przepraszam jeśli kiedykolwiek kogoś zraniłam, nie chciałam. Dlaczego to się na mnie tak właśnie odbija? Po moich policzkach spływały słone łzy, którymi zaczęłam się aż krztusić. Nie panowałam już nad moimi emocjami.
- Sue, co jest? - od razu zareagował Justin, zatrzymując samochód i kładąc dłoń na moich plecach oraz się przysuwając bliżej mnie. Nic nie odpowiedziałam tylko po prostu wtuliłam się w jego zagłębienie szyi i nadal płakałam. W zasadzie nie wiem czemu to zrobiłam. Nie wiem czemu się tak na niego "rzuciłam". Najwyraźniej potrzebowałam tego i to wszystko było silniejsze ode mnie.
- Sue.. już wszystko dobrze, cii.. - uspokajał mnie chłopak i pocałował czubek mojej głowy po czym głęboko westchnął. Objął mnie i przycisnął mocno do siebie, przez co ja schowałam twarz w jego ramionach i zacisnęłam ręce na jego bluzce. Po kilku minutach postanowiłam się już ogarnąć i odsunąć od bruneta. Starłam swoje łzy z policzków i ogarnęłam włosy do tyłu. Wyprostowałam się na siedzeniu i spojrzałam prosto przed siebie na drogę.
- Ja przepraszam.. przepraszam Cię Justin. Nie powinnam tego robić i nie powinnam obarczać Cię swoimi problemami. Po prostu odwieź mnie do domu i żyj tak jakby to co było wczoraj i dziś nigdy nie miało miejsca - powiedziałam na jednym wydechu.
- Czy Ty zwariowałaś Sue? Jak to sobie wyobrażasz, huh? Odwiozę Cię spokojnie do domu i co? Pozwolę, żebyś była tam z nim sama? To tak jakbym pozwolił, żeby Josh po raz kolejny podniósł na Ciebie rękę, a byłbym wtedy idiotą - powiedział pewnym głosem, chwytając moją dłoń i gładząc ją kciukiem.
- I tak mnie odwieź, nie chcę, żebyś przeze mnie marnował swój czas.. i tak i tak wrócę do domu, więc co to za różnica kiedy to się stanie?
- Ale Susan.. - chciał znów wtrącić swoje trzy grosze.
- Masz swoje życie, mną po prostu nie zawracaj sobie głowy, okej? Tego co było wczoraj i dziś po prostu nie ma. Nie ma mnie.
- I kto tu jest niemożliwy? W ogóle nie słuchasz tego co do Ciebie mówię - pokręcił głową i przeniósł swój wzrok ze mnie na drogę, puszczając w tej samej chwili moją dłoń..
- Justin..
- Co? - warknął i uniósł brwi do góry.
- Eh.. dziękuję - wydusiłam z siebie.
- Za? - zapytał jakby nie widział nic w tym wielkiego.
- Za uratowanie mi życia i za to, że stanąłeś w mojej obronie?
- Heh, drobiazg shawty - rozchmurzył się, posyłając mi delikatny uśmiech i odpalił silnik.
To słodkie jak mówił do mnie "shawty" nie wiem czemu, ale moje serce zabiło wtedy szybciej, a moją twarz zalał rumieniec. A jego uśmiech.. Jego uśmiech był cholernie niesamowicie wspaniale cudowny. Nie wiem czemu, ale było coś w jego uśmiechu. Coś szczerego i takiego.. pięknego?
Pomimo jego trudnego charakteru, nie było chwili kiedy bym się na niego zdenerwowała. No dobra, może raz, jak się ślinił gapiąc na tą cycatą kelnerkę kilka chwil temu. Nie wiem jak to opisać, ale przy nim czułam się bezpiecznie, jak nigdy dotąd, jego słowa zapewniają, że nie da mnie skrzywdzić, a to kochane.
Nie wiem jak mogę opisać swój stosunek do Justina. Wiem, że jest niebezpieczny, ale jak powiedziałam, że ma o mnie zapomnieć to aż ukuło mnie coś w środku. Nie chciałam, żeby tak było, nie chcę, żeby o mnie zapominał. Jest nieprzewidywalny, zmienny, groźny. Pomimo tego będę mu wdzięczna do końca życia za to co dla mnie zrobił. Nie trudno jest zauważyć, że Justin ma ciężki charakter. Trudno jest go poznać, trudno jest poznać prawdziwego jego, a jeszcze trudniej rozgryźć. A o jego zachowaniu już nie wspomnę. Raz jest troszczącym się, kochanym i opiekuńczym chłopakiem, a czasem zachowuje się ja pępek świata. Dyskretnie spojrzałam na chłopaka, który siedział skupiony na drodze i kierował samochód.  Nie wiem ile zajęło mi patrzenie na niego, ale podziwiałam każdy jego szczegół.
Pieprzyki na twarzy, idealnie wyrzeźbiony nos, duże malinowe usta, piwne tęczówki, widoczne kości policzkowe. Skąd on się urwał? Rozsiadłam się na fotelu i oparłam głowę o szybę, zamykając przy tym na chwilę swoje oczy. Tym razem przed oczami miałam jego cudowny uśmiech, aż uśmiechnęłam się sama do siebie. Z tego wszystkiego znów zasnęłam w jego samochodzie.
***

Po jakiś 30 minutach zbudziłam się. Byłam wciąż w tej samej pozycji, wciąż w tym samym aucie. Przetarłam oczy i spojrzałam w lewo, żeby móc zapytać Justina gdzie jesteśmy. Jednak nie było go przy mnie. Gdzie on mnie wywiózł? Odpięłam swoje pasy i zaczęłam wyglądać przez okno, aż nagle natrafiłam wzrokiem na Justina, który stał oparty o maskę samochodu i prowadził rozmowę przez telefon. Nie było słychać o czym rozmawia, chociaż w sumie nawet nie interesowało mnie to. Po chwili Justin zakończył rozmowę i obrócił się do tyłu, by sprawdzić czy już śpię. Zauważył, że się zbudziłam i delikatnie się uśmiechnął, po czym znów wrócił do poprzedniej pozycji. Chowając ręce do kieszeni od spodni. W tej chwili zdecydowałam się wyjść z samochodu. Otworzyłam drzwi i zakładając ręce na wysokości klatki piersiowej, powędrowałam do Justina, zajmując koło niego miejsce, również opierając się o maskę.
- Coś się stało Justin? - spytałam delikatnie unoszą głowę, by móc na niego spojrzeć.
- Nie, jest wszystko dobrze. Wyspana? - odpowiedział zniżając swój wzrok na mnie.
- Jeżeli można jazdę w samochodzie i bycie przyciśniętym do szyby spaniem, to nawet tak - po cichu się zaśmiałam, żeby rozluźnić nieco atmosferę.
- Wiesz gdzie jesteśmy?
- Tuż koło mojego domu, prawda? Poznaję tą okolicę.
- Tak Sue - potwierdził moje przypuszczenie, oblizując usta i patrząc przed siebie.
- To wiesz.. ja już pójdę.
- Pójdę z Tobą, tak jak obiecałem - odpowiedział mi chłopak, który był już gotowy rzucać wszystko i wchodzić ze mną do domu.
- Justin nie. Dziękuję, ale pomyśl, że jak Ty tam wejdziesz będzie jeszcze większy raban. Josh będzie chciał Ci oddać - położyłam dłoń na jego ramieniu zatrzymując go w ten sposób.
- On może tylko próbować mi oddać - powiedział pewny siebie brunet. Wyprostował się i był chciał już iść.
- Pójdę sama. Dziękuję za wszystko - słabo się uśmiechnęłam i delikatnie musnęłam jego policzek po czym udałam się do swojego domu. Nie obracałam się do tyłu, by sprawdzić co robi Justin, bo usłyszałam jak trzaska drzwiami od samochodu, więc pewnie zaraz odjedzie. Poczułam jak strach zaczyna mną rządzić. Bałam się przekroczyć próg mojego domu. Nie było mnie może z trzy godziny. Fajnie by było jakby moja mama już wróciła. Znaczy fajnie.. Hm. Od niej też pewnie dostanę niezły opieprz, ale nie dostanę przynajmniej w twarz jak od tego dupka. Mijałam wszystkie znajome domy, sąsiadów i czułam, że wszyscy się na mnie gapili. Czułam się jakby w centrum uwagi. Nogi zaczęły się pode mną uginać, ale wiem, że muszę dojść do domu. Myśl, że Justin jest jeszcze z tyłu pomagała mi. Gdy skręciłam w ostatnią uliczkę na której znajdował się mój dom, ucieszyłam się gdyż zobaczyłam jak właśnie w tym samym momencie podjeżdża moja mama swoim autem. Przyśpieszyłam trochę krok, żeby móc ją dogonić i wejść razem z nią. Wiem, że i tak nie mam się co cieszyć, ale to zawsze lepiej. Gdy znalazłam się już na naszej posesji moja mama wyszła z auta i udała się do bagażnika, żeby wyciągnąć siatki z zakupami.
- Cześć mamo - przywitałam się z nią.
- Hej Sue, weźmiesz ode mnie te siatki? - spytała, a mnie zamurowało. Myślałam, że będzie inna, zupełnie inna. Wyobrażałam sobie zupełnie inny scenariusz.
- No jasne - szybko odpowiedziałam, żeby ją zająć i żeby nie zaczęła tematu mojej ucieczki. Słabo się uśmiechnęłam i wzięłam od mojej mamy zakupy.
- Dziękuję.
- Nie ma za co - lekko się uśmiechnęłam i ruszyłam w stronę domu.
- Oh, Sue?
- Tak mamo? - obróciłam się do mojej rodzicielki.
- Musimy porozmawiać - powiedziała już trochę bardziej poważnie i ruszyła za mną, ja tylko coś tam jej mruknęłam i przeklęłam się w duchu, że tak szybko zaczęłam się cieszyć, że jest dobrze. Niech to szlag. Byłam pierwsza przed mamą i gdy już miałam wchodzić na schodki usłyszałam głos, który już zdążyłam trochę poznać. Po raz setny przeklęłam dziś w duchu. Kurwa.
- Em, przepraszam, proszę Pani?
Czy on do reszty oszalał? Byłam pewna, że już odjechał, tylko gdy zniknęłam mu z widoku. Boże, teraz się zacznie. On zwariował, jest głupi, niemożliwy, niewiarygodny.  Zamknęłam oczy i policzyłam spokojnie do 10, kiedy zdecydowałam się obrócić i spojrzeć na nich. Z zaciśniętymi wargami czekałam na reakcję mojej mamy.
- Tak? Słucham, o co chodzi? - odpowiedziała zdziwiona moja rodzicielka.
- Jest pewna sprawa o której uważam, że powinna Pani niezwłocznie wiedzieć - popatrzył na moją mamę, a potem przeniósł wzrok na mnie, a wtedy ja szybko pokręciłam przecząco głową, dając mu tym znak, żeby tego nie robił, ale on zignorował to i podrapał się po karku.
- Poczekaj chwilę - powiedziała moja mama i odstawiła jedną siatkę na ziemię, po czym położyła rękę na ramieniu Justina i poprowadziła go za sobą. Stanęli z tyłu samochodu i zaczęli rozmowę. Odstawiłam siatki, które trzymałam w to samo miejsce co moja mama i stanęłam przy samochodzie, żeby posłuchać co Justin jej powie, ale nie aż tak blisko, żeby mnie widzieli.
- Więc o co chodzi?
- Uznałem, że musi Pani wiedzieć o jednej rzeczy, która miała miejsce dziś u Pani w domu.
- Coś się stało? - spytała, a Justin spoważniał na twarzy.
- Tak i to nie pierwszy raz - przytknął czubek języka do swoich warg i bacznie obserwował moją mamę.
- Do rzeczy, bo zaczynam się martwić - skrzyżowała ręce.
- Pani córka została uderzona przez Pani partnera, nie pierwszy raz, a dziś byłem tego świadkiem - złączył  dłonie razem i spuścił wzrok w dół, stojąc w ciszy, a moja mama musiała mieć chwilę, żeby to wszystko dobrze przetworzyć i poukładać sobie to w głowie.
- Ale o czym Ty w ogóle.. kim Ty jesteś?
- Jestem przyjacielem Sue.
- Jak to nie pierwszy raz? I jak to się stało?
- Tego niestety nie wiem, bo widziałem to z zewnątrz, ale przypuszczam, że była jakaś kłótnia.
- Rozumiem.. a skąd wiesz, że to nie pierwszy raz?
- Właśnie od Sue.
- Dobrze, bardzo Ci dziękuję za tą informację, muszę coś z tym najszybciej zrobić.
- Dobrze by było - słabo się uśmiechnął - i proszę Pani?
- Tak?
- Susan prosiła, żebym tego nikomu nie mówił, ale Pani musi o tym wiedzieć.
- Dobrze zrobiłeś - pogładziła jego ramię.
- Do widzenia Pani.
- Do widzenia, dziękuję - pożegnali się i Justin odszedł, a moja mama obróciła się, gotowa by wejść do domu.
Wyminęła mnie i udała się do domu. Możliwe, że nawet mnie nie zauważyła, w sumie to i dobrze, bo opieprzyła mnie za podsłuchiwanie. Ale po co Justin jej o tym powiedział? Przecież mu mówiłam, by tego nie robił, ale musiał się uprzeć. Dałabym sobie radę i bez tego, a moja matka nie koniecznie musiała o tym wiedzieć. Wparowała do domu, a ja udałam się tam tuż za nią. Weszłam do środka, kiedy ona wołała Josha na dół. Była na niego cholernie zła, jak nigdy dotąd. Czy słowa Justina jednak podziałały? Josh nic sobie z tego nie robiąc szedł powoli z góry, odpinając przy tym guziki od swojej białej koszuli, którą ubiera do pracy. Do za arogancki dupek. Pomyślałam i wywróciłam oczami, stając za moją mamą.
- Może masz mi coś do powiedzenia? - zaczęła łącząc swoje ręce.
- Skarbie, o co Ci chodzi?
Daruj sobie kretynie te słodkości.
- Już dobrze wiesz o co mi chodzi. Jakim prawem do cholery to zrobiłeś?
- O czym Ty mówisz? - przybliżył się do niej i złapał jej jedną dłoń, a ja obserwowałam wszystko z daleka.
- Nie dotykaj mnie i nie próbuj załagodzić sprawy tymi swoimi tanimi tekścikami, które do dupy nawet nie są podobne.
O ja, ostro, dajesz mamo. No dalej.
- Co ona Ci znów naopowiadała? - wskazał głową na mnie po czym spiorunował mnie wzrokiem.
- Ona? To moja córa Josh i ona nie musiała mi nic mówić, zrobił to ktoś inny.
Wow, jestem pod wrażeniem, ale nie wspominaj nic lepiej o Justinie.
- Ktoś inny? Ten zasmarkany gówniarz? - parsknął śmiechem.
- Nie mów tak o nim.. - wtrąciłam się mówiąc szeptem, stając koło mojej mamy.
- O, stajesz w jego obronie tak jak on stanął w Twojej? Jakie to słodkie.
Co za skończony frajer. Mogę do kopnąć w jaja?
- Josh, opanuj się. Ostrzegam Cię, jeśli jeszcze raz podniesiesz rękę na moją córkę gorzko tego pożałujesz, jasne? Nie masz żadnego prawa do tego i nie życzę sobie tego, zrozumiałeś? Jeśli to się powtórzy i się o tym dowiem to jesteś skończony. Ty i Twoja praca.
Nie wierzę, pierwszy raz od tylu lat się mu postawiła.
- Susan, idź na górę - zwróciła się do mnie.
- Okej mamo.. - zrobiłam to co powiedziała i gdy mijałam się z Joshem spiorunował mnie wzrokiem przez co sprawił, że strach do mnie powrócił, ale wiem, że w tej chwili nic mi takiego nie może zrobić. Wbiegłam po schodach na górę i zamknęłam się w swoim pokoju. Usiadłam na podłodze opierając się o łóżko i chwyciłam mój telefon. Zastanawiałam się jeszcze chwilę przed tym zanim wybrałam numer.
Przypomniałam sobie jego uśmiech i jego głos. To jak się troszczy o mnie i to jak nagle zmienia swoje zachowanie. No nieważne. Kliknęłam na zieloną słuchawkę na ekranie i przyłożyłam telefon do ucha. Po dwóch sygnałach usłyszałam jego zachrypnięty głos.
- Słucham?
- Cześć Justin.. - zaczęłam niepewnie.
- Sue? Och, hej, co jest? - rozpromienił się, gdy spostrzegł, że to ja.
- Wiesz co? Moja matka się mu postawiła.
- No to już najwyższa pora - w tej chwili pewnie się ucieszył.
- Dziękuję.
- Susan, rozmawialiśmy już o tym..
- Ale jednak powiedziałam, że dziękuję. Dziękuję, że jej o tym jednak powiedziałeś, pomimo tego, że nie chciałam, żebyś to zrobił.
- Widzisz, jakoś specjalnie się Ciebie nie posłuchałem i wyszło na dobre, więc zostaw takie rzeczy mnie. Po prostu mi zaufaj, dobrze?
- Raz Ci się udało - uśmiechnęłam się.
- Jeszcze zobaczymy - i wiem, że on teraz też - muszę kończyć, wybacz. Do zobaczenia, trzymaj się i nie daj się nikomu.
- Też się trzymaj, pa Justin - rozłączyłam się i położyłam telefon na łóżku.
Powiedział do mnie "do zobaczenia"? Przetworzyłam informacje z naszej rozmowy i uśmiechnęłam się sama do siebie. Wspomogłam się ręką, by wstać i uchyliłam drzwi, by móc posłuchać rozmowy mamy i Josha. Moja mama coś do niego krzyczała, a on się wypierał i zgrywał niewiniątko. Szczerze mówiąc byłam strasznie zaskoczona zachowaniem mojej mamy. Wiem, że go kocha, ale wiem, że też się go boi i go nie zostawi, ale jednak mu się postawiła. Nie przypuszczałabym, że uwierzy w słowa Justina. Tak samo jak nie przypuszczałam, że stanie w mojej obronie. Sama sprawiła, że cały czas miałam takie o niej zdanie, ale muszę przyznać, że cieszę się z tego jak postąpiła. Należy się temu idiocie, ale on i tak oczywiście się zgrywał i udawał, że nic nie zrobił, czyli jak zawsze. Zamknęłam drzwi i poszłam do łazienki się przebrać, by już jak najszybciej pójść się położyć i odpocząć od tego wszystkiego.

Nareszcie dodałam rozdział. Było mi chyba brak motywacji do dodania go, ale coś mnie dziś naszło i właśnie teraz będę kontynuować pisanie rozdziału trzynastego. Nareszcie coś się zaczyna dziać i mam nadzieję, że Wam się spodoba. Proszę o opinie w komentarzach i jakąkolwiek pomoc w rozsławianiu mojego opowiadania, chciałabym, żeby Was, czytelników przybywało coraz to więcej i więcej. Takie moje malutkie marzenie. Zostawiajcie swoje linki w polecanych i informowanych. Kocham Was i do następnego rozdziału<3