Jeśli czytasz, to proszę skomentuj. Sprawisz, że na mojej twarzy pojawi się uśmiech :)
Justin's POV
Myślałem, że mija wieczność kiedy ten skurwiel pofatyguje się do drzwi, żeby mi je do cholery otworzyć. W innym wypadku sam bym sobie poradził, ale jednak nie teraz pora na takie sztuczki i zabawy. Stałem przed drzwiami, a z moich oczu pewnie ciskały pioruny. Pięści, tak samo jak i szczękę miałem zaciśnięte i byłem gotowy, żeby mu jak najszybciej przywalić w twarz. Zauważyłem jak klamka opada w dół i drzwi się otwierają. No nareszcie.
- O co chodzi? - spytał, a ja od razu wymierzyłem cios w jego twarz, nawet się do niego nie odzywając.
- Nikt Ci nie powiedział, że kobiet się do kurwy nędzy nie bije?! - krzyknąłem, kiedy on przyłożył rękę do policzka.
- Justin! - krzyknęła Sue zakrywając dłonią swoje usta. Była wystraszona i stała za tym facetem.
- Idziemy Sue stąd - podszedłem do niej i chwyciłem jej dłoń. Byłem gotowy do wyjścia z dziewczyną z domu kiedy mężczyzna szarpnął ją za ramię.
- Ona nigdzie nie idzie gówniarzu, zrozumiałeś?! - krzyknął mężczyzna, mniej więcej takiego wzrostu co ja, choć trochę bardziej masywniejszy. Bez chwili zastanowienia wymierzyłem kolejny cios w twarz facetowi na co jego głowa gwałtownie odchyliła się do tyłu.W tej samej chwili mężczyzna puścił swój policzek i chciał wymierzyć cios w moją twarz, jednak w ostatniej chwili go zatrzymałem, chwytając jego pięść i wykręcając jego rękę tak, że miał ją przyciśniętą do swoich pleców.
- Pierwsze było za to, że kobiet się nie bije, a drugie za to jak mnie
nazwałeś, mogę przyłożyć Ci po raz trzeci, jeśli tylko chcesz - pochyliłem się i warknąłem prosto do jego ucha.Wyszedłem jak najszybciej z Sue z jej domu i ciągnąłem ją prosto w stronę swojego auta. Otworzyłem drzwi pasażera, ignorując wszystkie krzyki tego dupka za nami, który zbliżał się coraz to bardziej do nas. Gdy znalazł się już na coraz to mniejszej odległości odjechałem spod domu Susan z piskiem opon. W sumie nie wiem gdzie teraz pojadę, ale jak najszybciej chcę się stąd zabrać. I zabrać ze sobą Susan. Kto to w ogóle był? I jakim prawem podniósł na nią rękę? Na kobietę. Niech się cieszy, że tak to się skończyło. Zacisnąłem ręce na kierownicy, mój oddech był nierówny, a klatka piersiowa bardzo szybko się unosiła i opadała. Nic nie mówiłem tylko szybko jechałem przed siebie. Po chwili do moich uszu dotarł cichy szloch. W tym momencie moje serce zmiękło. Wiem, że się boi. Wiem, że jest zraniona jeszcze bardziej, wiem, że cierpi. Zwolniłem nieco i delikatnie obróciłem głowę w stronę dziewczyny. Siedziała skulona. Jej blond włosy opadały na jej ramiona, i na jej twarz. Rękami co chwilę ocierała swoje łzy z policzków.
- Kto to był? - spytałem łagodniejszym głosem niż kilkanaście minut temu.
- To był mój.. ojczym - powiedziała cicho przez szloch.
Ojczym? Tym bardziej zabiłbym go gołymi rękami.
- Zdarzyło się to pierwszy raz? - spytałem ponownie próbując znów się nie zdenerwować, lecz jednak nie dostałem odpowiedzi od Sue. Siedziała cicho i udawała, że ignoruje moje pytanie, co bardziej mnie wkurzyło, ale jednak nie mogłem tego teraz pokazać, bo wiem, że mogę się nie kontrolować.
- Susan..- kontynuowałem - Sue, odpowiedz.
- Na co? - spytała jakby zupełnie nie słyszała mojego poprzedniego pytania.
- Pierwszy raz Cię uderzył? - powtórzyłem się.
- Znaczy no.. tak, pierwszy raz.
Skłamała, wiem to.
- Kłamiesz Sue - powiedziałem patrząc przed siebie i zmrużając swoje oczy.
- Nie kłamię.
- Sue, kłamiesz, oboje wiemy, że to nie pierwszy raz i nie chcesz się przyznać.
- Dobra, okej. To nie był pierwszy raz, ale..
- Sue, kurwa! Nie ma żadnego "ale". Nieważne kim by nie był, nie miał żadnego prawa podnosić na Ciebie ręki - krzyknąłem i wyrzuciłem ręce w górę, po czym mocno uderzyłem pięścią o kierownicę i przeczesałem palcami włosy z frustracji.
- Czemu się tak mną przejmujesz? - powiedziała cicho. Na pewno ciszej niż ja, bo ja w tej chwili tylko krzyczałem.
- Czemu? Bo uratowałem Ci kurwa życie!
- Podziękowałam za to Ci już wiele razy, ale nic nie zmienisz.. Takie jest moje życie, przywykłam do tego, że Josh mnie bije. Nie uderzył mnie pierwszy raz, nie ostatni.
- Josh, tak? On tego pożałuje. Niech nie myśli, że to ujdzie mu na sucho. Niech go tylko jeszcze raz dopadnę, a obiecuję, że nie skończy się na obiciu mu ryja!
- Justin, proszę Cię.. - jęknęła widocznie przestraszona dziewczyna.
- Nie, nie skończę. Ale mogę zaraz skończyć z tym całym dupkiem, Joshem - ostatnie słowo powiedziałem jakby z obrzydzeniem. Facet jest już skreślony, zniszczyłbym go najchętniej.
- Nawet mnie nie znasz - powiedziała nieco pewniej.
- No i co z tego, że Cię nie znam? Uratowałem Ci życie i martwiłem się, tak? A jak zobaczyłem to, to aż miałem ochotę coś rozpierdolić.
- Muszę go traktować jako ojca, jako rodzinę.
- Taki kurwa rodzinny obrazek? No nie wydaje mi się - parsknąłem śmiechem i pokręciłem głową.
- Nic nie rozumiesz.. - szepnęła i pokręciła głową, ścierając ostatnie łzy z jej policzków.
- Nie rozumiem i nie chcę zrozumieć. Tego się nawet nie da zrozumieć Sue - pokręciłem głową.
- Zatrzymaj się.
- Nie - warknąłem.
- Justin, zatrzymaj się, teraz - powiedziała błagalnym głosem.
Cicho mruknąłem i zrobiłem to o co prosiła. Zjechałem na pobocze i patrzyłem przed siebie nic nie mówiąc.
Nagle dziewczyna wysiadła z samochodu trzaskając drzwiami i ruszyła prosto. Od razu, bez chwili zastanowienia zrobiłem to samo co ona i ruszyłem za nią.
- Co robisz? - krzyknąłem, ale jednak nie dostałem odpowiedzi - Sue, co robisz? - powtórzyłem, ale znów to samo. Okej, masz zamiar się nie odzywać, proszę bardzo. Przyśpieszyłem krok i wyminąłem ją, po czym stanąłem o jeden krok przed nią i spojrzałem w jej zapłakane oczy.
- I co Ty robisz, hm? - powiedziałem już normalnym głosem, który udało mi się nareszcie uzyskać i w miarę doprowadzić się do porządku. Odwróciła wzrok i pokręciła głową, a swoje usta zacisnęła. Ująłem jej twarz w swoje dłonie i obróciłem jej głowę tak, żeby mogła na mnie spojrzeć.
- Susan, popatrz na mnie..
- Justin, przestań.
- Popatrz - warknąłem, a ona to od razu zrobiła - musimy tak jakby współpracować razem, wiesz? - kontynuowałem.
- Nie mogę nic zrobić, żeby go zniszczyć.
- Ty nie, ale ja na pewno tak. Czym zajmuje się ten złamas?
- Jest biznesmenem.
- O, no widzisz. Coś co lubię najbardziej. Na pewno ma jakieś brudne papiery, zniszczę go, obiecuję.
- Justin, przestań już proszę..
- Nie, nie przestanę. Kara i tak go musi spotkać, a teraz wracajmy do auta.
- Gdzie chcesz jechać? - spytała niepewnie.
- Nie wiem sam - odpowiedziałem chwilę się nad tym zastanawiając - czy to ma znaczenie?
- Trochę ma. Teraz boję się wrócić do domu.
- Nie bój się, jasne? Wrócę tam z Tobą i dopilnuję, żebyś bezpiecznie doszła do swojego pokoju, a jeżeli on stanie mi na drodze to pożałuje tego szybciej, niż mogłoby mu się tylko wydawać. A teraz, wracaj do samochodu - ostatni raz na nią spojrzałem i wyminąłem ją, wracając do mojego pojazdu i zająłem miejsce kierowcy. Patrzyłem jeszcze przed chwilę jak Sue stoi tyłem do mnie i myśli nad moimi słowami, aż po chwili zdecydowała się do mnie dołączyć. Usiadła w samochodzie i zapięła swoje pasy. Odpaliłem silnik i ruszyłem znów przed siebie, tą samą drogą co przedtem. Chyba nigdy nie byłem aż tak wściekły. Obić ryje dwóm dupkom w przeciągu dwóch dni, nieźle Bieber, rozkręcasz się, nie ma co. Jeden lepszy od drugiego. Naprawdę, myślałem, że teraz będzie bezpieczna, a tu proszę bardzo, wspaniały ojczym. Przecież ona jest załamana i w każdej chwili może sobie coś zrobić. W jeden dzień została prawie, że zgwałcona, a na następny dostała w twarz od swojego ojczyma, ha! Okazuje się jeszcze, że to nie pierwszy raz. Nie wierzę, nie wierzę co się dzieje z tym światem, nie wierzę jak daleko niektórzy ludzie mogą się posunąć. Kątem oka spojrzałem na Sue, która była roztrzęsiona tak samo jak wczoraj. Patrzyła przez okno, tylko po to, żeby nie musieć patrzeć na mnie. Płakała i cała aż drżała. Położyłem dłoń na jej ramieniu i pogładziłem je kilka razy moim kciukiem, jednak jak nie zareagowała zabrałem dłoń i położyłem ją na kierownicy. Przypomniał mi się właśnie wczorajszy wieczór, wyglądało wszystko prawie tak samo. Ona siedziała obok roztrzęsiona, ja gotowy do zabicia człowieka. Te dwa dni to chyba jedne z najdziwniejszych... nie, jedne z najbardziej pojebanych dni w moim życiu. Teraz ja to nic, ale jak musi czuć się Susan? W sumie to trudno jest mi postawić się w jej sytuacji. Znam ją od wczoraj i już po raz drugi, że tak powiem, ratuję ją. W głowie mi się to nie mieści. Dotąd wszystko szło po mojej myśli i wszystko miałem zaplanowane, a teraz te wydarzenia to jakby odskocznia od mojego planu. Choć nie wiem czy to jest dobre określenie. Głośno westchnąłem i pokręciłem swoją głową, oblizując przy tym swoje usta. To myślenie nad tym wszystkim, może mnie w końcu wykończyć.
- Justin.. - usłyszałem cichy głos, ale nic sobie z tego nie zrobiłem, bo nawet nie zakodowałem, że ktoś mnie woła - Justin, popatrz na mnie - kolejny głos i tym razem dziewczyna potrząsnęła mną, wyrywając mnie w ten sposób z zamyślenia.
- Justin.. - usłyszałem cichy głos, ale nic sobie z tego nie zrobiłem, bo nawet nie zakodowałem, że ktoś mnie woła - Justin, popatrz na mnie - kolejny głos i tym razem dziewczyna potrząsnęła mną, wyrywając mnie w ten sposób z zamyślenia.
- Hm? - mruknąłem i napotkałem wzrokiem jej zapłakane, lśniące oczy.
- Wszystko w porządku? - spytała niepewnie.
- Ciebie powinienem o to zapytać - odpowiedziałem cicho.
- Przecież wiesz jak jest.. - powiedziała szeptem i obróciła głowę w drugą stronę.
- Wyjdziesz z tego - powiedziałem zapewniającym i pocieszającym głosem.
- Skąd Ty możesz o tym wiedzieć?
- Bo Ci pomogę. Ok, może i jestem dupkiem, ale nie da mi spokoju to jak Cię zostawię tak po prostu.
- Nie znasz mnie nawet - powiedziała to po raz kolejny.
- Jak to nie? Susan Lorens, co mi jest więcej potrzebne?- wzruszyłem ramionami.
- Justin.. - zaczęła.
- Bieber. Justin Bieber. Miło mi Cię poznać, cieszę się, że mamy już za sobą tą całą szopkę z przedstawieniem się sobie.
- Jesteś niemożliwy.
- Nic czegokolwiek jeszcze nie słyszałem - delikatnie się uśmiechnąłem, na co ona potrząsnęła swoja głową.
Podczas naszej rozmowy wybrałem sobie kierunek naszej jazdy i kierowałem się w to miejsce. Było już całkiem niedaleko, więc skręciłem w prawą uliczkę. Nic innego nie przyszło mi na myśl niż zabranie Susan do jakiejś małej knajpki na kolację. Może uda mi się ją bardziej poznać, może się otworzy, choć wątpię. Jest małomówna po tym wszystkim. Pamiętam jak ją wczoraj zobaczyłem na plaży pierwszy raz z chłopakami. To jak na mnie patrzyła. Wiem, że była wtedy zagubiona i nie wiedziała co ma zrobić. Siedziała sama i w jej oczach można było wyczytać ten ból.. Choć wtedy, wczoraj się nad tym nie zastanawiałem, po prostu szedłem za chłopakami i myślałem o imprezie, która mnie czekała, nic więcej.
Nagle zadzwonił mój telefon, który był schowany w mojej kieszeni, ale nie reagowałem na niego.
- Odbierz - powiedziała cicho Sue.
Zacisnąłem wargi i wyciągnąłem urządzenie z kieszeni od moich spodni. Patrząc na ekran spostrzegłem, że dzwoni Emily. Przekląłem w duchu, że właśnie w tej chwili. Jest gorąca i seksowna, ale na serio teraz nie chce mi się z nią rozmawiać. Pewnie chce się umówić czy coś. Na pewno. Nie teraz, nie mam czasu zbytnio, oddzwonię do niej później. Zmarszczyłem brwi i ponownie wsunąłem telefon do kieszeni, skupiając się na drodze, jednak telefon wciąż dzwonił.
- Czemu nie odbierzesz tego telefonu? - spytała Sue dokładnie lustrując moją twarz.
Po raz kolejny wyciągnąłem telefon z kieszeni i odrzuciłem połączenie.
- Bo nie - wymruczałem cicho, a Sue nie odezwała się już ani słowem. Po kilku minutach dojechaliśmy na miejsce. Była to knajpka do której często wpadałem z chłopakami. Nie różni się niczym od innych miejsc, ale muszę przyznać, że żarcie tutaj jest serio dobre. Wyszedłem z auta i obszedłem je, po to, żeby otworzyć Sue drzwi. Podałem jej dłoń, którą pewnie złapała i pomogłem jej wysiąść z auta. Kliknąłem przycisk na małym pilocie przypiętym do moich kluczy i pojazd się zamknął. Ruszyłem razem z dziewczyną prosto do knajpki. Otworzyłem przed nią drzwi w ten sposób przepuszczając ją pierwszą, kładąc dłoń na jej plecach i je w tym samym czasie gładząc. Weszła do pomieszczenia i stanęła na środku, rozglądając się, a ja tuż za nią. Spojrzałem najpierw w lewą stronę, po której było kilka wolnych stolików i w prawą. Przeleciałem wzrokiem po wszystkich ludziach, aż nagle mój wzrok zderzył się ze znajomi twarzami. Daniel, Luke i Philip siedzieli przy stoliku koło okna i od razu uśmiechnęli się na mój widok, po czym zauważyłem jak wszyscy wzrokiem powędrowali na Susan. Usłyszałem tylko ich szepty typu "patrzcie, to Justin". Pokręciłem głową i posłałem im delikatny uśmiech, po czym chwyciłem dłoń Sue i pociągnąłem ją do stolika po lewej stronie.
- Chodźmy - powiedziałem i zajęliśmy swoje miejsca. Szybko spostrzegłem, że dokładnie po mojej prawej stronie siedzą chłopcy. Też nie mieli kiedy tu przyjść tylko teraz? Zignorowałem ich i ich wzrok, przyjechałem tutaj z Sue. Położyłem dłoń na jej dłoni i zacząłem smyrać ją kciukiem po zewnętrznej stronie.
- Sue, wybierz coś sobie - powiedziałem i posłałem jej troskliwy uśmiech.
- Dziękuję Justin, ale teraz nie mam jakoś apetytu.
- Dobrze, zamówimy coś razem, bo coś zjeść musisz - puściłem jej dłoń i kiwnąłem do kelnerki, żeby podeszła, bo chcę złożyć zamówienie.
Podeszła do nas młoda, zgrabna, wysoka szatynka o niezwykle niebieskich oczach. Zilustrowałem ją , oblizując przy tym swoje wargi. Po chwili ona również przeleciała po mnie wzrokiem na co uśmiechnąłem się do niej i złożyłem zamówienie. Odprowadziłem ją wzrokiem, gdy odeszła od naszego stolika i przeniosłem wzrok na blondynkę przede mną, która bawiła się łyżeczką, będącą w słoiczku od cukru.
- Uspokoiłaś się już trochę? - spytałem troskliwie.
- Może trochę - szepnęła, było widać, że nie pali się do rozmowy.
- Mhm, to dobrze - pokiwałem głową i poczułem wibracje mojego telefonu, który znajdował się w mojej kieszeni. Wyjąłem go i odczytałem smsa.
Od Philipa: To Sue? Słodcy jesteście.
Do Philipa: Przestańcie się na nas tak gapić, bo wyglądacie jak banda idiotów.
Gdy odpisałem na smsa posłałem chłopakom spojrzenie, które mówiło samo za siebie, ''jesteście skończonymi frajerami". Po dłuższej chwili wróciła do nas kelnerka z dużą porcją frytek i dwiema colami. Chciałem, żeby chociaż Sue zjadła te nieszczęsne frytki, bo do niczego innego zmuszać jej nie będę.
- Smacznego - powiedziałem i wziąłem jedną frytkę do buzi, a następnie wziąłem łyka coli.
- Wzajemnie - odpowiedziała i zrobiła to samo co ja.
Była głodna, widać to, bo gdyby nie była, nic by nie ruszyła. Próbuję ją rozgryźć, ale za cholerę nie umiem. To zawsze ja jestem tym, którego nikt nie może zrozumieć. Choć w sumie nie wiem czemu się dziwię. Te dwa dni, pewnie tak samo jak poprzednie miesiące były dla niej straszne, także to usprawiedliwia to, że jest taka skryta i mnie, że ja nie umiem kogoś rozgryźć. STOP. Znów za dużo myślę o jej życiu, muszę się skupić na czymś innym. Wziąłem ostatniego łyka picia i wstałem od stołu, a za mną od razu dziewczyna. Spojrzałem na nią i chwyciłem ją za ramię.
- Idź do samochodu, ja zaraz do Ciebie dojdę, dobrze shawty? - musnąłem jej policzek.
- Dobrze - odpowiedziała i wyszła z knajpki. Teraz mogłem spokojnie podejść do chłopaków, którzy nadal się na nas gapili i przysięgam, że gdybym ich nie znał wziąłbym ich serio za jakiś chorych. Choć w sumie.. nie, nic.
- Przesuń się stary - klepnąłem Daniela w plecy i usiadłem obok niego, kiedy robił to o co prosiłem.
- Co tam Bieber?
- Serio aż tak Wam się nudzi, hm? - uniosłem pytająco brew i spojrzałem na każdego z nich, na co oni spojrzeli najpierw na siebie zdziwieni, a potem na mnie - Nieważne - dodałem i machnąłem ręką.
- Co Ty robisz? Nie odwiozłeś jej jeszcze? - spytał Luke.
- Nie. Znaczy no.. odwiozłem, ale pojechałem znów do niej - odpowiedziałem na pytanie przyjaciela, kładąc łokcie na stół i łącząc swoje palce ze sobą.
- Czemu?
- A może po to, żeby sprawdzić czy wszystko z nią w porządku? Wiem, że Wam trudno to zrozumieć, ale ja się martwię. Tak, martwię się o kogoś innego, niż tylko o własną dupę. Byłem z nią tam wczoraj i wiem co przeżywa. Nie w stu procentach, ale wiem. Chcę jej to jakoś, nie wiem.. wynagrodzić? Chcę ją wesprzeć, pomóc.
- No dobrze Justin.. i jak ona się ma?
- Mogłoby się wydawać, że było lepiej jak ją odwoziłem pierwszy raz do domu, ale znów to samo. To co zobaczyłem w jej domu, było szczytem wszystkiego - napiłem się picia, które stało koło mnie.
- To znaczy?
- Jej ojczym ją uderzył. A wiecie co jest w tym wszystkim kurwa najlepsze? Że to nie pierwszy raz - czułem jak znów cała złość do mnie wraca, gdy tylko przypomniałem sobie Josha, a moje oczy się zwęziły.
- Jak to? Nie wierzę. Tyle się wydarzyło w dwa dni, niecałe dwa dni - skomentował to Philip z niedowierzaniem.
- No właśnie, niespełna dwa dni. Aż mi się to w głowie nie mieści, nie umiem tego sobie poukładać. Jak zobaczyłem co ten dupek jej robi oddałem mu, oddałem mu dwa razy i dwa razy mocniej.
- Co Justin? Co zrobiłeś? - wybuchł zdziwiony Luke.
- Uderzyłem dupka - powiedziałem jak gdyby nigdy nic.
- Wiesz, że on może Cię za to podać do sądu?
- W dupie to mam, ja też mogę do podać do sądu za to co zrobił Susan, a i tak wiem, że tego nie zrobi, bo nieważne jaka sprawa w sądzie zniszczy jego dobre mienie - przeleciałem palcami po moich włosach, ciągnąc za ich końce, a następnie potarłem ręką mój kark.
- Justin, nie pakuj się w takie gówno. Nie zbliżaj się do niego, bo wiemy wszyscy, że jak jesteś zły to nie możesz się opanować - ostrzegł mnie Luke.
- Dobra chłopaki, idę - zignorowałem to i wstałem do stołu.
- Gdzie idziesz?
- Obić mu jeszcze raz ryj.
- Justin kurwa debilu! - krzyknął Philip.
- Żartowałem, nie bawcie się w moich rodziców. Będę grzeczny, idę do Sue i... nie wiem co.
- Nie rób nic głupiego, trzymaj się.
- Siema - pożegnałem się i opuściłem knajpkę. Spojrzałem na swój samochód o który stała oparta Susan.
- Czemu nie weszłaś?
- Jest zamknięty geniuszu - powiedziała z założonymi rękami, na co ja otworzyłem samochód jednym kliknięciem.
- Już nie, wchodź do środka - wskazałem na mój biały samochód.
Dobry wieczór :)
Jak Wam się podoba rozdział? Myślicie, że Justin dobrze zrobił?
Piszcie swoje opinie w komentarzach, które są dla mnie bardzo ważne, tak samo jak Wy, bo bez Was nie byłoby tego opowiadania. Dziękuję za komentarze i tyle wyświetleń, naprawdę jesteście wszyscy wspaniali.
Chcę jeszcze przeprosić, że teraz rozdziały są rzadko, ale to wszystko przez szkołę, to samo zło, ale staram się dodawać i pisać coś nowego zawsze jak mam chwilę odpoczynku od nauki.
Kocham Was, do następnego rozdziału ♥
pytania? kierujcie na mojego twittera @justinsladyx
- Wszystko w porządku? - spytała niepewnie.
- Ciebie powinienem o to zapytać - odpowiedziałem cicho.
- Przecież wiesz jak jest.. - powiedziała szeptem i obróciła głowę w drugą stronę.
- Wyjdziesz z tego - powiedziałem zapewniającym i pocieszającym głosem.
- Skąd Ty możesz o tym wiedzieć?
- Bo Ci pomogę. Ok, może i jestem dupkiem, ale nie da mi spokoju to jak Cię zostawię tak po prostu.
- Nie znasz mnie nawet - powiedziała to po raz kolejny.
- Jak to nie? Susan Lorens, co mi jest więcej potrzebne?- wzruszyłem ramionami.
- Justin.. - zaczęła.
- Bieber. Justin Bieber. Miło mi Cię poznać, cieszę się, że mamy już za sobą tą całą szopkę z przedstawieniem się sobie.
- Jesteś niemożliwy.
- Nic czegokolwiek jeszcze nie słyszałem - delikatnie się uśmiechnąłem, na co ona potrząsnęła swoja głową.
Podczas naszej rozmowy wybrałem sobie kierunek naszej jazdy i kierowałem się w to miejsce. Było już całkiem niedaleko, więc skręciłem w prawą uliczkę. Nic innego nie przyszło mi na myśl niż zabranie Susan do jakiejś małej knajpki na kolację. Może uda mi się ją bardziej poznać, może się otworzy, choć wątpię. Jest małomówna po tym wszystkim. Pamiętam jak ją wczoraj zobaczyłem na plaży pierwszy raz z chłopakami. To jak na mnie patrzyła. Wiem, że była wtedy zagubiona i nie wiedziała co ma zrobić. Siedziała sama i w jej oczach można było wyczytać ten ból.. Choć wtedy, wczoraj się nad tym nie zastanawiałem, po prostu szedłem za chłopakami i myślałem o imprezie, która mnie czekała, nic więcej.
Nagle zadzwonił mój telefon, który był schowany w mojej kieszeni, ale nie reagowałem na niego.
- Odbierz - powiedziała cicho Sue.
Zacisnąłem wargi i wyciągnąłem urządzenie z kieszeni od moich spodni. Patrząc na ekran spostrzegłem, że dzwoni Emily. Przekląłem w duchu, że właśnie w tej chwili. Jest gorąca i seksowna, ale na serio teraz nie chce mi się z nią rozmawiać. Pewnie chce się umówić czy coś. Na pewno. Nie teraz, nie mam czasu zbytnio, oddzwonię do niej później. Zmarszczyłem brwi i ponownie wsunąłem telefon do kieszeni, skupiając się na drodze, jednak telefon wciąż dzwonił.
- Czemu nie odbierzesz tego telefonu? - spytała Sue dokładnie lustrując moją twarz.
Po raz kolejny wyciągnąłem telefon z kieszeni i odrzuciłem połączenie.
- Bo nie - wymruczałem cicho, a Sue nie odezwała się już ani słowem. Po kilku minutach dojechaliśmy na miejsce. Była to knajpka do której często wpadałem z chłopakami. Nie różni się niczym od innych miejsc, ale muszę przyznać, że żarcie tutaj jest serio dobre. Wyszedłem z auta i obszedłem je, po to, żeby otworzyć Sue drzwi. Podałem jej dłoń, którą pewnie złapała i pomogłem jej wysiąść z auta. Kliknąłem przycisk na małym pilocie przypiętym do moich kluczy i pojazd się zamknął. Ruszyłem razem z dziewczyną prosto do knajpki. Otworzyłem przed nią drzwi w ten sposób przepuszczając ją pierwszą, kładąc dłoń na jej plecach i je w tym samym czasie gładząc. Weszła do pomieszczenia i stanęła na środku, rozglądając się, a ja tuż za nią. Spojrzałem najpierw w lewą stronę, po której było kilka wolnych stolików i w prawą. Przeleciałem wzrokiem po wszystkich ludziach, aż nagle mój wzrok zderzył się ze znajomi twarzami. Daniel, Luke i Philip siedzieli przy stoliku koło okna i od razu uśmiechnęli się na mój widok, po czym zauważyłem jak wszyscy wzrokiem powędrowali na Susan. Usłyszałem tylko ich szepty typu "patrzcie, to Justin". Pokręciłem głową i posłałem im delikatny uśmiech, po czym chwyciłem dłoń Sue i pociągnąłem ją do stolika po lewej stronie.
- Chodźmy - powiedziałem i zajęliśmy swoje miejsca. Szybko spostrzegłem, że dokładnie po mojej prawej stronie siedzą chłopcy. Też nie mieli kiedy tu przyjść tylko teraz? Zignorowałem ich i ich wzrok, przyjechałem tutaj z Sue. Położyłem dłoń na jej dłoni i zacząłem smyrać ją kciukiem po zewnętrznej stronie.
- Sue, wybierz coś sobie - powiedziałem i posłałem jej troskliwy uśmiech.
- Dziękuję Justin, ale teraz nie mam jakoś apetytu.
- Dobrze, zamówimy coś razem, bo coś zjeść musisz - puściłem jej dłoń i kiwnąłem do kelnerki, żeby podeszła, bo chcę złożyć zamówienie.
Podeszła do nas młoda, zgrabna, wysoka szatynka o niezwykle niebieskich oczach. Zilustrowałem ją , oblizując przy tym swoje wargi. Po chwili ona również przeleciała po mnie wzrokiem na co uśmiechnąłem się do niej i złożyłem zamówienie. Odprowadziłem ją wzrokiem, gdy odeszła od naszego stolika i przeniosłem wzrok na blondynkę przede mną, która bawiła się łyżeczką, będącą w słoiczku od cukru.
- Uspokoiłaś się już trochę? - spytałem troskliwie.
- Może trochę - szepnęła, było widać, że nie pali się do rozmowy.
- Mhm, to dobrze - pokiwałem głową i poczułem wibracje mojego telefonu, który znajdował się w mojej kieszeni. Wyjąłem go i odczytałem smsa.
Od Philipa: To Sue? Słodcy jesteście.
Do Philipa: Przestańcie się na nas tak gapić, bo wyglądacie jak banda idiotów.
Gdy odpisałem na smsa posłałem chłopakom spojrzenie, które mówiło samo za siebie, ''jesteście skończonymi frajerami". Po dłuższej chwili wróciła do nas kelnerka z dużą porcją frytek i dwiema colami. Chciałem, żeby chociaż Sue zjadła te nieszczęsne frytki, bo do niczego innego zmuszać jej nie będę.
- Smacznego - powiedziałem i wziąłem jedną frytkę do buzi, a następnie wziąłem łyka coli.
- Wzajemnie - odpowiedziała i zrobiła to samo co ja.
Była głodna, widać to, bo gdyby nie była, nic by nie ruszyła. Próbuję ją rozgryźć, ale za cholerę nie umiem. To zawsze ja jestem tym, którego nikt nie może zrozumieć. Choć w sumie nie wiem czemu się dziwię. Te dwa dni, pewnie tak samo jak poprzednie miesiące były dla niej straszne, także to usprawiedliwia to, że jest taka skryta i mnie, że ja nie umiem kogoś rozgryźć. STOP. Znów za dużo myślę o jej życiu, muszę się skupić na czymś innym. Wziąłem ostatniego łyka picia i wstałem od stołu, a za mną od razu dziewczyna. Spojrzałem na nią i chwyciłem ją za ramię.
- Idź do samochodu, ja zaraz do Ciebie dojdę, dobrze shawty? - musnąłem jej policzek.
- Dobrze - odpowiedziała i wyszła z knajpki. Teraz mogłem spokojnie podejść do chłopaków, którzy nadal się na nas gapili i przysięgam, że gdybym ich nie znał wziąłbym ich serio za jakiś chorych. Choć w sumie.. nie, nic.
- Przesuń się stary - klepnąłem Daniela w plecy i usiadłem obok niego, kiedy robił to o co prosiłem.
- Co tam Bieber?
- Serio aż tak Wam się nudzi, hm? - uniosłem pytająco brew i spojrzałem na każdego z nich, na co oni spojrzeli najpierw na siebie zdziwieni, a potem na mnie - Nieważne - dodałem i machnąłem ręką.
- Co Ty robisz? Nie odwiozłeś jej jeszcze? - spytał Luke.
- Nie. Znaczy no.. odwiozłem, ale pojechałem znów do niej - odpowiedziałem na pytanie przyjaciela, kładąc łokcie na stół i łącząc swoje palce ze sobą.
- Czemu?
- A może po to, żeby sprawdzić czy wszystko z nią w porządku? Wiem, że Wam trudno to zrozumieć, ale ja się martwię. Tak, martwię się o kogoś innego, niż tylko o własną dupę. Byłem z nią tam wczoraj i wiem co przeżywa. Nie w stu procentach, ale wiem. Chcę jej to jakoś, nie wiem.. wynagrodzić? Chcę ją wesprzeć, pomóc.
- No dobrze Justin.. i jak ona się ma?
- Mogłoby się wydawać, że było lepiej jak ją odwoziłem pierwszy raz do domu, ale znów to samo. To co zobaczyłem w jej domu, było szczytem wszystkiego - napiłem się picia, które stało koło mnie.
- To znaczy?
- Jej ojczym ją uderzył. A wiecie co jest w tym wszystkim kurwa najlepsze? Że to nie pierwszy raz - czułem jak znów cała złość do mnie wraca, gdy tylko przypomniałem sobie Josha, a moje oczy się zwęziły.
- Jak to? Nie wierzę. Tyle się wydarzyło w dwa dni, niecałe dwa dni - skomentował to Philip z niedowierzaniem.
- No właśnie, niespełna dwa dni. Aż mi się to w głowie nie mieści, nie umiem tego sobie poukładać. Jak zobaczyłem co ten dupek jej robi oddałem mu, oddałem mu dwa razy i dwa razy mocniej.
- Co Justin? Co zrobiłeś? - wybuchł zdziwiony Luke.
- Uderzyłem dupka - powiedziałem jak gdyby nigdy nic.
- Wiesz, że on może Cię za to podać do sądu?
- W dupie to mam, ja też mogę do podać do sądu za to co zrobił Susan, a i tak wiem, że tego nie zrobi, bo nieważne jaka sprawa w sądzie zniszczy jego dobre mienie - przeleciałem palcami po moich włosach, ciągnąc za ich końce, a następnie potarłem ręką mój kark.
- Justin, nie pakuj się w takie gówno. Nie zbliżaj się do niego, bo wiemy wszyscy, że jak jesteś zły to nie możesz się opanować - ostrzegł mnie Luke.
- Dobra chłopaki, idę - zignorowałem to i wstałem do stołu.
- Gdzie idziesz?
- Obić mu jeszcze raz ryj.
- Justin kurwa debilu! - krzyknął Philip.
- Żartowałem, nie bawcie się w moich rodziców. Będę grzeczny, idę do Sue i... nie wiem co.
- Nie rób nic głupiego, trzymaj się.
- Siema - pożegnałem się i opuściłem knajpkę. Spojrzałem na swój samochód o który stała oparta Susan.
- Czemu nie weszłaś?
- Jest zamknięty geniuszu - powiedziała z założonymi rękami, na co ja otworzyłem samochód jednym kliknięciem.
- Już nie, wchodź do środka - wskazałem na mój biały samochód.
Dobry wieczór :)
Jak Wam się podoba rozdział? Myślicie, że Justin dobrze zrobił?
Piszcie swoje opinie w komentarzach, które są dla mnie bardzo ważne, tak samo jak Wy, bo bez Was nie byłoby tego opowiadania. Dziękuję za komentarze i tyle wyświetleń, naprawdę jesteście wszyscy wspaniali.
Chcę jeszcze przeprosić, że teraz rozdziały są rzadko, ale to wszystko przez szkołę, to samo zło, ale staram się dodawać i pisać coś nowego zawsze jak mam chwilę odpoczynku od nauki.
Kocham Was, do następnego rozdziału ♥
pytania? kierujcie na mojego twittera @justinsladyx