sobota, 12 października 2013

Rozdział siódmy

Susan's POV
Boję się teraz tego co będzie. Justin niepotrzebnie uderzył Josha i to dwa razy. On sam może tego pożałować. Nie wiadomo co Josh teraz z tym wszystkim zrobi, a najgorsze jest to, że znów ja oberwę. Niepotrzebnie Justin się tam zjawił, to nie był pierwszy raz kiedy mnie uderzył, a zrobił to, bo nie było w domu mamy. Czyli jak zawsze. Przebolałabym to po raz kolejny. Jezu, najważniejsze, że Josh nie oddał Justinowi. Mimo tego, że jest starszy równie dobrze mógł go również uderzyć. Nie wiem co by wtedy było. Szczerze mówiąc nie wiedziałam, że Justin może być aż tak bardzo agresywny. Zdążyłam już spostrzec, że jest strasznie zmienny.. Że ma strasznie zmienne zachowanie, raz jest uśmiechnięty, wesoły, a potem już lepiej do niego się nie zbliżać. Ale przy tych okolicznościach, przy tym co się wydarzyło to na razie zbytnio mi to nie przeszkadzało. W zasadzie nie wiem jak mam się odnieść do tego całego Justina Biebera, kimkolwiek on na serio jest. Nie będę się w nim wdawać w jakieś bliższe relacje, chyba.. Nie potrafiłabym. Za dużo przeszłam, żeby znów zostać zranioną, bo nie wiem co on wywinie. Jednak nieważne co się stało dziś cieszę się, że do mnie przyjechał. Mogłabym się tego wypierać cały czas, ale w głębi byłam naprawdę szczęśliwa z tego powodu. Czy to dobre określenie? Na chwilę mogę przy nim zapomnieć o tym co się stało i o tym co się stanie jak wrócę do domu, ale obiecał, że pójdzie tam ze mną. I co wtedy? Pójdzie i co zrobi? Co ja sobie wyobrażam, jak ja tam pójdę to jestem martwa, a co dopiero on. Josh pewnie siedzi i już wymyśla milion sposobów, by zniszczyć Justina, no i mnie. Nie mogę na to pozwolić, nie mogę pakować Justina w kłopoty przez mnie. Przymknęłam na chwilę moje oczy, a przez moje myśli znów przebiegło wydarzenie z tak niedawna..

Z mojego zamyślenia wyrwało mnie silne szarpnięcie mojej ręki przez kogoś i mocne przygwożdżenie do ściany jednego z budynku, który mijałam. Na skutek bólu głośno pisnęłam, czego od razu pożałowałam, bo mężczyzna mocno ścisnął moją buzię. 
- Zostaw mnie do cholery! - krzyknęłam.
- Zamknij pysk dziwko! - odpowiedział mi krzykiem.Po chwili poczułam jak dobiera się do moich spodni i odpiął mój guzik. Zaczęłam się wyrywać i krzyczeć, lecz on znów zatkał moją buzię swoją dłonią. Gdy odepchnęłam go od siebie z całej mojej siły wymierzył cios w mój policzek, przez co od razu krzyknęłam i upadłam na ziemię A on korzystając z okazji ułożył swoje dłonie na moich piersiach i mocno je ścisnął, aż po chwili zobaczyłam jak napastnik upada na ziemię, pod wpływem ciosu..

Kilka razy mrugnęłam, żeby jak najszybciej pozbyć się tego co wydarzyło się wczoraj. To było coś dla mnie strasznego i nie do pomyślenia. Zagryzłam swoją dolną wargę, żeby powstrzymać się od płaczu. Nie w tej chwili, nie przy Justinie. Nie mogę pokazać mu, że jestem słaba. Ale kogo teraz chcę oszukać? Jestem słaba. Mogę powiedzieć, że żyję cicho krwawiąc, to dobre określenie. Jestem wrakiem człowieka.
Wróciło do mnie coś z przed chwili..

Usłyszałam jak główne drzwi od mojego domu się otwierają. Powoli zeszłam na dół, żeby sprawdzić kto to, jednak będąc jeszcze na schodach usłyszałam wołanie.
- Susan, na dół kurwa! - znów ten głos. Nogi się pode mną ugięły, moje serce zaczęło walić jak oszalałe, a w gardle poczułam wielką gulę. Po chwili zeszłam całkowicie na dół, bo wiem, że wparowałby do mojego pokoju nawet jakbym miała zamknięte drzwi.
- Tak? - wydusiłam z siebie.
- Nie udawaj, proszę Cię.. To co miało znaczyć? Gdzie byłaś w nocy i jakim prawem wyszłaś ze swojego pokoju?! - powiedział odkładając swoją torbę z pracy i podchodząc do mnie jeszcze bliżej i ściskając moją twarz.
- Nie muszę Ci się tłumaczyć - powiedziałam mu prosto w oczy i modliłam się tylko o to, żeby nie załamał mi się głos. Pierwszy raz w życiu mu się postawiłam, czego od razu pożałowałam. Josh wymierzył mocny coś w mój policzek, a pod nosem mruknął jeszcze "suka".

W tej chwili już nie wytrzymałam i zalałam się cała łzami. Tak bardzo tęsknię za moim tatą, chcę go z powrotem, a nie tego skończonego kretyna. Gdyby mój tata żył nigdy by nie pozwolił na coś takiego i sam nigdy by mnie nie uderzył. No właśnie, gdyby żył.. Przecież gdyby on tu cały czas był, nigdy nie znałabym Josha. Całe moje życie pozmieniało się właśnie od jego śmierci. Dlaczego to wszystko musiało we mnie tkwić? Mój były przyjaciel, mój tata, Josh, gwałt. Co ja komuś zrobiłam? Przepraszam jeśli kiedykolwiek kogoś zraniłam, nie chciałam. Dlaczego to się na mnie tak właśnie odbija? Po moich policzkach spływały słone łzy, którymi zaczęłam się aż krztusić. Nie panowałam już nad moimi emocjami.
- Sue, co jest? - od razu zareagował Justin, zatrzymując samochód i kładąc dłoń na moich plecach oraz się przysuwając bliżej mnie. Nic nie odpowiedziałam tylko po prostu wtuliłam się w jego zagłębienie szyi i nadal płakałam. W zasadzie nie wiem czemu to zrobiłam. Nie wiem czemu się tak na niego "rzuciłam". Najwyraźniej potrzebowałam tego i to wszystko było silniejsze ode mnie.
- Sue.. już wszystko dobrze, cii.. - uspokajał mnie chłopak i pocałował czubek mojej głowy po czym głęboko westchnął. Objął mnie i przycisnął mocno do siebie, przez co ja schowałam twarz w jego ramionach i zacisnęłam ręce na jego bluzce. Po kilku minutach postanowiłam się już ogarnąć i odsunąć od bruneta. Starłam swoje łzy z policzków i ogarnęłam włosy do tyłu. Wyprostowałam się na siedzeniu i spojrzałam prosto przed siebie na drogę.
- Ja przepraszam.. przepraszam Cię Justin. Nie powinnam tego robić i nie powinnam obarczać Cię swoimi problemami. Po prostu odwieź mnie do domu i żyj tak jakby to co było wczoraj i dziś nigdy nie miało miejsca - powiedziałam na jednym wydechu.
- Czy Ty zwariowałaś Sue? Jak to sobie wyobrażasz, huh? Odwiozę Cię spokojnie do domu i co? Pozwolę, żebyś była tam z nim sama? To tak jakbym pozwolił, żeby Josh po raz kolejny podniósł na Ciebie rękę, a byłbym wtedy idiotą - powiedział pewnym głosem, chwytając moją dłoń i gładząc ją kciukiem.
- I tak mnie odwieź, nie chcę, żebyś przeze mnie marnował swój czas.. i tak i tak wrócę do domu, więc co to za różnica kiedy to się stanie?
- Ale Susan.. - chciał znów wtrącić swoje trzy grosze.
- Masz swoje życie, mną po prostu nie zawracaj sobie głowy, okej? Tego co było wczoraj i dziś po prostu nie ma. Nie ma mnie.
- I kto tu jest niemożliwy? W ogóle nie słuchasz tego co do Ciebie mówię - pokręcił głową i przeniósł swój wzrok ze mnie na drogę, puszczając w tej samej chwili moją dłoń..
- Justin..
- Co? - warknął i uniósł brwi do góry.
- Eh.. dziękuję - wydusiłam z siebie.
- Za? - zapytał jakby nie widział nic w tym wielkiego.
- Za uratowanie mi życia i za to, że stanąłeś w mojej obronie?
- Heh, drobiazg shawty - rozchmurzył się, posyłając mi delikatny uśmiech i odpalił silnik.
To słodkie jak mówił do mnie "shawty" nie wiem czemu, ale moje serce zabiło wtedy szybciej, a moją twarz zalał rumieniec. A jego uśmiech.. Jego uśmiech był cholernie niesamowicie wspaniale cudowny. Nie wiem czemu, ale było coś w jego uśmiechu. Coś szczerego i takiego.. pięknego?
Pomimo jego trudnego charakteru, nie było chwili kiedy bym się na niego zdenerwowała. No dobra, może raz, jak się ślinił gapiąc na tą cycatą kelnerkę kilka chwil temu. Nie wiem jak to opisać, ale przy nim czułam się bezpiecznie, jak nigdy dotąd, jego słowa zapewniają, że nie da mnie skrzywdzić, a to kochane.
Nie wiem jak mogę opisać swój stosunek do Justina. Wiem, że jest niebezpieczny, ale jak powiedziałam, że ma o mnie zapomnieć to aż ukuło mnie coś w środku. Nie chciałam, żeby tak było, nie chcę, żeby o mnie zapominał. Jest nieprzewidywalny, zmienny, groźny. Pomimo tego będę mu wdzięczna do końca życia za to co dla mnie zrobił. Nie trudno jest zauważyć, że Justin ma ciężki charakter. Trudno jest go poznać, trudno jest poznać prawdziwego jego, a jeszcze trudniej rozgryźć. A o jego zachowaniu już nie wspomnę. Raz jest troszczącym się, kochanym i opiekuńczym chłopakiem, a czasem zachowuje się ja pępek świata. Dyskretnie spojrzałam na chłopaka, który siedział skupiony na drodze i kierował samochód.  Nie wiem ile zajęło mi patrzenie na niego, ale podziwiałam każdy jego szczegół.
Pieprzyki na twarzy, idealnie wyrzeźbiony nos, duże malinowe usta, piwne tęczówki, widoczne kości policzkowe. Skąd on się urwał? Rozsiadłam się na fotelu i oparłam głowę o szybę, zamykając przy tym na chwilę swoje oczy. Tym razem przed oczami miałam jego cudowny uśmiech, aż uśmiechnęłam się sama do siebie. Z tego wszystkiego znów zasnęłam w jego samochodzie.
***

Po jakiś 30 minutach zbudziłam się. Byłam wciąż w tej samej pozycji, wciąż w tym samym aucie. Przetarłam oczy i spojrzałam w lewo, żeby móc zapytać Justina gdzie jesteśmy. Jednak nie było go przy mnie. Gdzie on mnie wywiózł? Odpięłam swoje pasy i zaczęłam wyglądać przez okno, aż nagle natrafiłam wzrokiem na Justina, który stał oparty o maskę samochodu i prowadził rozmowę przez telefon. Nie było słychać o czym rozmawia, chociaż w sumie nawet nie interesowało mnie to. Po chwili Justin zakończył rozmowę i obrócił się do tyłu, by sprawdzić czy już śpię. Zauważył, że się zbudziłam i delikatnie się uśmiechnął, po czym znów wrócił do poprzedniej pozycji. Chowając ręce do kieszeni od spodni. W tej chwili zdecydowałam się wyjść z samochodu. Otworzyłam drzwi i zakładając ręce na wysokości klatki piersiowej, powędrowałam do Justina, zajmując koło niego miejsce, również opierając się o maskę.
- Coś się stało Justin? - spytałam delikatnie unoszą głowę, by móc na niego spojrzeć.
- Nie, jest wszystko dobrze. Wyspana? - odpowiedział zniżając swój wzrok na mnie.
- Jeżeli można jazdę w samochodzie i bycie przyciśniętym do szyby spaniem, to nawet tak - po cichu się zaśmiałam, żeby rozluźnić nieco atmosferę.
- Wiesz gdzie jesteśmy?
- Tuż koło mojego domu, prawda? Poznaję tą okolicę.
- Tak Sue - potwierdził moje przypuszczenie, oblizując usta i patrząc przed siebie.
- To wiesz.. ja już pójdę.
- Pójdę z Tobą, tak jak obiecałem - odpowiedział mi chłopak, który był już gotowy rzucać wszystko i wchodzić ze mną do domu.
- Justin nie. Dziękuję, ale pomyśl, że jak Ty tam wejdziesz będzie jeszcze większy raban. Josh będzie chciał Ci oddać - położyłam dłoń na jego ramieniu zatrzymując go w ten sposób.
- On może tylko próbować mi oddać - powiedział pewny siebie brunet. Wyprostował się i był chciał już iść.
- Pójdę sama. Dziękuję za wszystko - słabo się uśmiechnęłam i delikatnie musnęłam jego policzek po czym udałam się do swojego domu. Nie obracałam się do tyłu, by sprawdzić co robi Justin, bo usłyszałam jak trzaska drzwiami od samochodu, więc pewnie zaraz odjedzie. Poczułam jak strach zaczyna mną rządzić. Bałam się przekroczyć próg mojego domu. Nie było mnie może z trzy godziny. Fajnie by było jakby moja mama już wróciła. Znaczy fajnie.. Hm. Od niej też pewnie dostanę niezły opieprz, ale nie dostanę przynajmniej w twarz jak od tego dupka. Mijałam wszystkie znajome domy, sąsiadów i czułam, że wszyscy się na mnie gapili. Czułam się jakby w centrum uwagi. Nogi zaczęły się pode mną uginać, ale wiem, że muszę dojść do domu. Myśl, że Justin jest jeszcze z tyłu pomagała mi. Gdy skręciłam w ostatnią uliczkę na której znajdował się mój dom, ucieszyłam się gdyż zobaczyłam jak właśnie w tym samym momencie podjeżdża moja mama swoim autem. Przyśpieszyłam trochę krok, żeby móc ją dogonić i wejść razem z nią. Wiem, że i tak nie mam się co cieszyć, ale to zawsze lepiej. Gdy znalazłam się już na naszej posesji moja mama wyszła z auta i udała się do bagażnika, żeby wyciągnąć siatki z zakupami.
- Cześć mamo - przywitałam się z nią.
- Hej Sue, weźmiesz ode mnie te siatki? - spytała, a mnie zamurowało. Myślałam, że będzie inna, zupełnie inna. Wyobrażałam sobie zupełnie inny scenariusz.
- No jasne - szybko odpowiedziałam, żeby ją zająć i żeby nie zaczęła tematu mojej ucieczki. Słabo się uśmiechnęłam i wzięłam od mojej mamy zakupy.
- Dziękuję.
- Nie ma za co - lekko się uśmiechnęłam i ruszyłam w stronę domu.
- Oh, Sue?
- Tak mamo? - obróciłam się do mojej rodzicielki.
- Musimy porozmawiać - powiedziała już trochę bardziej poważnie i ruszyła za mną, ja tylko coś tam jej mruknęłam i przeklęłam się w duchu, że tak szybko zaczęłam się cieszyć, że jest dobrze. Niech to szlag. Byłam pierwsza przed mamą i gdy już miałam wchodzić na schodki usłyszałam głos, który już zdążyłam trochę poznać. Po raz setny przeklęłam dziś w duchu. Kurwa.
- Em, przepraszam, proszę Pani?
Czy on do reszty oszalał? Byłam pewna, że już odjechał, tylko gdy zniknęłam mu z widoku. Boże, teraz się zacznie. On zwariował, jest głupi, niemożliwy, niewiarygodny.  Zamknęłam oczy i policzyłam spokojnie do 10, kiedy zdecydowałam się obrócić i spojrzeć na nich. Z zaciśniętymi wargami czekałam na reakcję mojej mamy.
- Tak? Słucham, o co chodzi? - odpowiedziała zdziwiona moja rodzicielka.
- Jest pewna sprawa o której uważam, że powinna Pani niezwłocznie wiedzieć - popatrzył na moją mamę, a potem przeniósł wzrok na mnie, a wtedy ja szybko pokręciłam przecząco głową, dając mu tym znak, żeby tego nie robił, ale on zignorował to i podrapał się po karku.
- Poczekaj chwilę - powiedziała moja mama i odstawiła jedną siatkę na ziemię, po czym położyła rękę na ramieniu Justina i poprowadziła go za sobą. Stanęli z tyłu samochodu i zaczęli rozmowę. Odstawiłam siatki, które trzymałam w to samo miejsce co moja mama i stanęłam przy samochodzie, żeby posłuchać co Justin jej powie, ale nie aż tak blisko, żeby mnie widzieli.
- Więc o co chodzi?
- Uznałem, że musi Pani wiedzieć o jednej rzeczy, która miała miejsce dziś u Pani w domu.
- Coś się stało? - spytała, a Justin spoważniał na twarzy.
- Tak i to nie pierwszy raz - przytknął czubek języka do swoich warg i bacznie obserwował moją mamę.
- Do rzeczy, bo zaczynam się martwić - skrzyżowała ręce.
- Pani córka została uderzona przez Pani partnera, nie pierwszy raz, a dziś byłem tego świadkiem - złączył  dłonie razem i spuścił wzrok w dół, stojąc w ciszy, a moja mama musiała mieć chwilę, żeby to wszystko dobrze przetworzyć i poukładać sobie to w głowie.
- Ale o czym Ty w ogóle.. kim Ty jesteś?
- Jestem przyjacielem Sue.
- Jak to nie pierwszy raz? I jak to się stało?
- Tego niestety nie wiem, bo widziałem to z zewnątrz, ale przypuszczam, że była jakaś kłótnia.
- Rozumiem.. a skąd wiesz, że to nie pierwszy raz?
- Właśnie od Sue.
- Dobrze, bardzo Ci dziękuję za tą informację, muszę coś z tym najszybciej zrobić.
- Dobrze by było - słabo się uśmiechnął - i proszę Pani?
- Tak?
- Susan prosiła, żebym tego nikomu nie mówił, ale Pani musi o tym wiedzieć.
- Dobrze zrobiłeś - pogładziła jego ramię.
- Do widzenia Pani.
- Do widzenia, dziękuję - pożegnali się i Justin odszedł, a moja mama obróciła się, gotowa by wejść do domu.
Wyminęła mnie i udała się do domu. Możliwe, że nawet mnie nie zauważyła, w sumie to i dobrze, bo opieprzyła mnie za podsłuchiwanie. Ale po co Justin jej o tym powiedział? Przecież mu mówiłam, by tego nie robił, ale musiał się uprzeć. Dałabym sobie radę i bez tego, a moja matka nie koniecznie musiała o tym wiedzieć. Wparowała do domu, a ja udałam się tam tuż za nią. Weszłam do środka, kiedy ona wołała Josha na dół. Była na niego cholernie zła, jak nigdy dotąd. Czy słowa Justina jednak podziałały? Josh nic sobie z tego nie robiąc szedł powoli z góry, odpinając przy tym guziki od swojej białej koszuli, którą ubiera do pracy. Do za arogancki dupek. Pomyślałam i wywróciłam oczami, stając za moją mamą.
- Może masz mi coś do powiedzenia? - zaczęła łącząc swoje ręce.
- Skarbie, o co Ci chodzi?
Daruj sobie kretynie te słodkości.
- Już dobrze wiesz o co mi chodzi. Jakim prawem do cholery to zrobiłeś?
- O czym Ty mówisz? - przybliżył się do niej i złapał jej jedną dłoń, a ja obserwowałam wszystko z daleka.
- Nie dotykaj mnie i nie próbuj załagodzić sprawy tymi swoimi tanimi tekścikami, które do dupy nawet nie są podobne.
O ja, ostro, dajesz mamo. No dalej.
- Co ona Ci znów naopowiadała? - wskazał głową na mnie po czym spiorunował mnie wzrokiem.
- Ona? To moja córa Josh i ona nie musiała mi nic mówić, zrobił to ktoś inny.
Wow, jestem pod wrażeniem, ale nie wspominaj nic lepiej o Justinie.
- Ktoś inny? Ten zasmarkany gówniarz? - parsknął śmiechem.
- Nie mów tak o nim.. - wtrąciłam się mówiąc szeptem, stając koło mojej mamy.
- O, stajesz w jego obronie tak jak on stanął w Twojej? Jakie to słodkie.
Co za skończony frajer. Mogę do kopnąć w jaja?
- Josh, opanuj się. Ostrzegam Cię, jeśli jeszcze raz podniesiesz rękę na moją córkę gorzko tego pożałujesz, jasne? Nie masz żadnego prawa do tego i nie życzę sobie tego, zrozumiałeś? Jeśli to się powtórzy i się o tym dowiem to jesteś skończony. Ty i Twoja praca.
Nie wierzę, pierwszy raz od tylu lat się mu postawiła.
- Susan, idź na górę - zwróciła się do mnie.
- Okej mamo.. - zrobiłam to co powiedziała i gdy mijałam się z Joshem spiorunował mnie wzrokiem przez co sprawił, że strach do mnie powrócił, ale wiem, że w tej chwili nic mi takiego nie może zrobić. Wbiegłam po schodach na górę i zamknęłam się w swoim pokoju. Usiadłam na podłodze opierając się o łóżko i chwyciłam mój telefon. Zastanawiałam się jeszcze chwilę przed tym zanim wybrałam numer.
Przypomniałam sobie jego uśmiech i jego głos. To jak się troszczy o mnie i to jak nagle zmienia swoje zachowanie. No nieważne. Kliknęłam na zieloną słuchawkę na ekranie i przyłożyłam telefon do ucha. Po dwóch sygnałach usłyszałam jego zachrypnięty głos.
- Słucham?
- Cześć Justin.. - zaczęłam niepewnie.
- Sue? Och, hej, co jest? - rozpromienił się, gdy spostrzegł, że to ja.
- Wiesz co? Moja matka się mu postawiła.
- No to już najwyższa pora - w tej chwili pewnie się ucieszył.
- Dziękuję.
- Susan, rozmawialiśmy już o tym..
- Ale jednak powiedziałam, że dziękuję. Dziękuję, że jej o tym jednak powiedziałeś, pomimo tego, że nie chciałam, żebyś to zrobił.
- Widzisz, jakoś specjalnie się Ciebie nie posłuchałem i wyszło na dobre, więc zostaw takie rzeczy mnie. Po prostu mi zaufaj, dobrze?
- Raz Ci się udało - uśmiechnęłam się.
- Jeszcze zobaczymy - i wiem, że on teraz też - muszę kończyć, wybacz. Do zobaczenia, trzymaj się i nie daj się nikomu.
- Też się trzymaj, pa Justin - rozłączyłam się i położyłam telefon na łóżku.
Powiedział do mnie "do zobaczenia"? Przetworzyłam informacje z naszej rozmowy i uśmiechnęłam się sama do siebie. Wspomogłam się ręką, by wstać i uchyliłam drzwi, by móc posłuchać rozmowy mamy i Josha. Moja mama coś do niego krzyczała, a on się wypierał i zgrywał niewiniątko. Szczerze mówiąc byłam strasznie zaskoczona zachowaniem mojej mamy. Wiem, że go kocha, ale wiem, że też się go boi i go nie zostawi, ale jednak mu się postawiła. Nie przypuszczałabym, że uwierzy w słowa Justina. Tak samo jak nie przypuszczałam, że stanie w mojej obronie. Sama sprawiła, że cały czas miałam takie o niej zdanie, ale muszę przyznać, że cieszę się z tego jak postąpiła. Należy się temu idiocie, ale on i tak oczywiście się zgrywał i udawał, że nic nie zrobił, czyli jak zawsze. Zamknęłam drzwi i poszłam do łazienki się przebrać, by już jak najszybciej pójść się położyć i odpocząć od tego wszystkiego.

Nareszcie dodałam rozdział. Było mi chyba brak motywacji do dodania go, ale coś mnie dziś naszło i właśnie teraz będę kontynuować pisanie rozdziału trzynastego. Nareszcie coś się zaczyna dziać i mam nadzieję, że Wam się spodoba. Proszę o opinie w komentarzach i jakąkolwiek pomoc w rozsławianiu mojego opowiadania, chciałabym, żeby Was, czytelników przybywało coraz to więcej i więcej. Takie moje malutkie marzenie. Zostawiajcie swoje linki w polecanych i informowanych. Kocham Was i do następnego rozdziału<3

sobota, 14 września 2013

Rozdział szósty

 Jeśli czytasz, to proszę skomentuj. Sprawisz, że na mojej twarzy pojawi się uśmiech :)
 Justin's POV
Myślałem, że mija wieczność kiedy ten skurwiel pofatyguje się do drzwi, żeby mi je do cholery otworzyć. W innym wypadku sam bym sobie poradził, ale jednak nie teraz pora na takie sztuczki i zabawy. Stałem przed drzwiami, a z moich oczu pewnie ciskały pioruny. Pięści, tak samo jak i szczękę miałem zaciśnięte i byłem gotowy, żeby mu jak najszybciej przywalić w twarz. Zauważyłem jak klamka opada w dół i drzwi się otwierają. No nareszcie.
- O co chodzi? - spytał, a ja od razu wymierzyłem cios w jego twarz, nawet się do niego nie odzywając.
- Nikt Ci nie powiedział, że kobiet się do kurwy nędzy nie bije?! - krzyknąłem, kiedy on przyłożył rękę do policzka.
- Justin! - krzyknęła Sue zakrywając dłonią swoje usta. Była wystraszona i stała za tym facetem.
- Idziemy Sue stąd - podszedłem do niej i chwyciłem jej dłoń. Byłem gotowy do wyjścia z dziewczyną z domu kiedy mężczyzna szarpnął ją za ramię.
- Ona nigdzie nie idzie gówniarzu, zrozumiałeś?! - krzyknął mężczyzna, mniej więcej takiego wzrostu co ja, choć trochę bardziej masywniejszy. Bez chwili zastanowienia wymierzyłem kolejny cios w twarz facetowi na co jego głowa gwałtownie odchyliła się do tyłu.W tej samej chwili mężczyzna puścił swój policzek i chciał wymierzyć cios w moją twarz, jednak w ostatniej chwili go zatrzymałem, chwytając jego pięść i wykręcając jego rękę tak, że miał ją przyciśniętą do swoich pleców.
- Pierwsze było za to, że kobiet się nie bije, a drugie za to jak mnie nazwałeś, mogę przyłożyć Ci po raz trzeci, jeśli tylko chcesz - pochyliłem się i warknąłem prosto do jego ucha.Wyszedłem jak najszybciej z Sue z jej domu i ciągnąłem ją prosto w stronę swojego auta. Otworzyłem drzwi pasażera, ignorując wszystkie krzyki tego dupka za nami, który zbliżał się coraz to bardziej do nas. Gdy znalazł się już na coraz to mniejszej odległości odjechałem spod domu Susan z piskiem opon. W sumie nie wiem gdzie teraz pojadę, ale jak najszybciej chcę się stąd zabrać. I zabrać ze sobą Susan. Kto to w ogóle był? I jakim prawem podniósł na nią rękę? Na kobietę. Niech się cieszy, że tak to się skończyło. Zacisnąłem ręce na kierownicy, mój oddech był nierówny, a klatka piersiowa bardzo szybko się unosiła i opadała. Nic nie mówiłem tylko szybko jechałem przed siebie. Po chwili do moich uszu dotarł cichy szloch. W tym momencie moje serce zmiękło. Wiem, że się boi. Wiem, że jest zraniona jeszcze bardziej, wiem, że cierpi. Zwolniłem nieco i delikatnie obróciłem głowę w stronę dziewczyny. Siedziała skulona. Jej blond włosy opadały na jej ramiona, i na jej twarz. Rękami co chwilę ocierała swoje łzy z policzków.
- Kto to był? - spytałem łagodniejszym głosem niż kilkanaście minut temu.
- To był mój.. ojczym - powiedziała cicho przez szloch. 
Ojczym? Tym bardziej zabiłbym go gołymi rękami.
- Zdarzyło się to pierwszy raz? - spytałem ponownie próbując znów się nie zdenerwować, lecz jednak nie dostałem odpowiedzi od Sue. Siedziała cicho i udawała, że ignoruje moje pytanie, co bardziej mnie wkurzyło, ale jednak nie mogłem tego teraz pokazać, bo wiem, że mogę się nie kontrolować.
- Susan..- kontynuowałem - Sue, odpowiedz.
- Na co? - spytała jakby zupełnie nie słyszała mojego poprzedniego pytania.
- Pierwszy raz Cię uderzył? - powtórzyłem się.
- Znaczy no.. tak, pierwszy raz.
Skłamała, wiem to.
- Kłamiesz Sue - powiedziałem patrząc przed siebie i zmrużając swoje oczy.
- Nie kłamię.
- Sue, kłamiesz, oboje wiemy, że to nie pierwszy raz i nie chcesz się przyznać.
- Dobra, okej. To nie był pierwszy raz, ale..
- Sue, kurwa! Nie ma żadnego "ale". Nieważne kim by nie był, nie miał żadnego prawa podnosić na Ciebie ręki - krzyknąłem i wyrzuciłem ręce w górę, po czym mocno uderzyłem pięścią o kierownicę i przeczesałem palcami włosy z frustracji.
- Czemu się tak mną przejmujesz? - powiedziała cicho. Na pewno ciszej niż ja, bo ja w tej chwili tylko krzyczałem.
- Czemu? Bo uratowałem Ci kurwa życie!
- Podziękowałam za to Ci już wiele razy, ale nic nie zmienisz.. Takie jest moje życie, przywykłam do tego, że Josh mnie bije. Nie uderzył mnie pierwszy raz, nie ostatni.
- Josh, tak? On tego pożałuje. Niech nie myśli, że to ujdzie mu na sucho. Niech go tylko jeszcze raz dopadnę, a obiecuję, że nie skończy się na obiciu mu ryja!
- Justin, proszę Cię.. - jęknęła widocznie przestraszona dziewczyna.
- Nie, nie skończę. Ale mogę zaraz skończyć z tym całym dupkiem, Joshem - ostatnie słowo powiedziałem jakby z obrzydzeniem. Facet jest już skreślony, zniszczyłbym go najchętniej.
- Nawet mnie nie znasz - powiedziała nieco pewniej.
- No i co z tego, że Cię nie znam? Uratowałem Ci życie i martwiłem się, tak? A jak zobaczyłem to, to aż miałem ochotę coś rozpierdolić.
- Muszę go traktować jako ojca, jako rodzinę.
- Taki kurwa rodzinny obrazek? No nie wydaje mi się - parsknąłem śmiechem i pokręciłem głową.
- Nic nie rozumiesz.. - szepnęła i pokręciła głową, ścierając ostatnie łzy z jej policzków.
- Nie rozumiem i nie chcę zrozumieć. Tego się nawet nie da zrozumieć Sue - pokręciłem głową.
- Zatrzymaj się. 
- Nie - warknąłem.
- Justin, zatrzymaj się, teraz - powiedziała błagalnym głosem.
Cicho mruknąłem i zrobiłem to o co prosiła. Zjechałem na pobocze i patrzyłem przed siebie nic nie mówiąc.
Nagle dziewczyna wysiadła z samochodu trzaskając drzwiami i ruszyła prosto. Od razu, bez chwili zastanowienia zrobiłem to samo co ona i ruszyłem za nią.
- Co robisz? - krzyknąłem, ale jednak nie dostałem odpowiedzi - Sue, co robisz? - powtórzyłem, ale znów to samo. Okej, masz zamiar się nie odzywać, proszę bardzo. Przyśpieszyłem krok i wyminąłem ją, po czym stanąłem o jeden krok przed nią i spojrzałem w jej zapłakane oczy.
- I co Ty robisz, hm? - powiedziałem już normalnym głosem, który udało mi się nareszcie uzyskać i w miarę doprowadzić się do porządku. Odwróciła wzrok i pokręciła głową, a swoje usta zacisnęła. Ująłem jej twarz w swoje dłonie i obróciłem jej głowę tak, żeby mogła na mnie spojrzeć.
- Susan, popatrz na mnie..
- Justin, przestań.
- Popatrz - warknąłem, a ona to od razu zrobiła - musimy tak jakby współpracować razem, wiesz? - kontynuowałem.
- Nie mogę nic zrobić, żeby go zniszczyć.
- Ty nie, ale ja na pewno tak. Czym zajmuje się ten złamas?
- Jest biznesmenem.
- O, no widzisz. Coś co lubię najbardziej. Na pewno ma jakieś brudne papiery, zniszczę go, obiecuję.
- Justin, przestań już proszę..
- Nie, nie przestanę. Kara i tak go musi spotkać, a teraz wracajmy do auta.
- Gdzie chcesz jechać? - spytała niepewnie. 
- Nie wiem sam - odpowiedziałem chwilę się nad tym zastanawiając - czy to ma znaczenie?
- Trochę ma. Teraz boję się wrócić do domu.
- Nie bój się, jasne? Wrócę tam z Tobą i dopilnuję, żebyś bezpiecznie doszła do swojego pokoju, a jeżeli on stanie mi na drodze to pożałuje tego szybciej, niż mogłoby mu się tylko wydawać. A teraz, wracaj do samochodu - ostatni raz na nią spojrzałem i wyminąłem ją, wracając do mojego pojazdu i zająłem miejsce kierowcy. Patrzyłem jeszcze przed chwilę jak Sue stoi tyłem do mnie i myśli nad moimi słowami, aż po chwili zdecydowała się do mnie dołączyć. Usiadła w samochodzie i zapięła swoje pasy. Odpaliłem silnik i ruszyłem znów przed siebie, tą samą drogą co przedtem. Chyba nigdy nie byłem aż tak wściekły. Obić ryje dwóm dupkom w przeciągu dwóch dni, nieźle Bieber, rozkręcasz się, nie ma co. Jeden lepszy od drugiego. Naprawdę, myślałem, że teraz będzie bezpieczna, a tu proszę bardzo, wspaniały ojczym. Przecież ona jest załamana i w każdej chwili może sobie coś zrobić. W jeden dzień została prawie, że zgwałcona, a na następny dostała w twarz od swojego ojczyma, ha! Okazuje się jeszcze, że to nie pierwszy raz. Nie wierzę, nie wierzę co się dzieje z tym światem, nie wierzę jak daleko niektórzy ludzie mogą się posunąć. Kątem oka spojrzałem na Sue, która była roztrzęsiona tak samo jak wczoraj. Patrzyła przez okno, tylko po to, żeby nie musieć patrzeć na mnie. Płakała i cała aż drżała. Położyłem dłoń na jej ramieniu i pogładziłem je kilka razy moim kciukiem, jednak jak nie zareagowała zabrałem dłoń i położyłem ją na kierownicy. Przypomniał mi się właśnie wczorajszy wieczór, wyglądało wszystko prawie tak samo. Ona siedziała obok roztrzęsiona, ja gotowy do zabicia człowieka. Te dwa dni to chyba jedne z najdziwniejszych... nie, jedne z najbardziej pojebanych dni w moim życiu. Teraz ja to nic, ale jak musi czuć się Susan? W sumie to trudno jest mi postawić się w jej sytuacji. Znam ją od wczoraj i już po raz drugi, że tak powiem, ratuję ją. W głowie mi się to nie mieści. Dotąd wszystko szło po mojej myśli i wszystko miałem zaplanowane, a teraz te wydarzenia to jakby odskocznia od mojego planu. Choć nie wiem czy to jest dobre określenie. Głośno westchnąłem i pokręciłem swoją głową, oblizując przy tym swoje usta. To myślenie nad tym wszystkim, może mnie w końcu wykończyć.
- Justin.. - usłyszałem cichy głos, ale nic sobie z tego nie zrobiłem, bo nawet nie zakodowałem, że ktoś mnie woła - Justin, popatrz na mnie - kolejny głos i tym razem dziewczyna potrząsnęła mną, wyrywając mnie w ten sposób z zamyślenia.
- Hm? - mruknąłem i napotkałem wzrokiem jej zapłakane, lśniące oczy.
- Wszystko w porządku? - spytała niepewnie.
- Ciebie powinienem o to zapytać - odpowiedziałem cicho.
- Przecież wiesz jak jest.. - powiedziała szeptem i obróciła głowę w drugą stronę.
- Wyjdziesz z tego - powiedziałem zapewniającym i pocieszającym głosem.
- Skąd Ty możesz o tym wiedzieć?
- Bo Ci pomogę. Ok, może i jestem dupkiem, ale nie da mi spokoju to jak Cię zostawię tak po prostu.
- Nie znasz mnie nawet - powiedziała to po raz kolejny.
- Jak to nie? Susan Lorens, co mi jest więcej potrzebne?- wzruszyłem ramionami.
- Justin.. - zaczęła.
- Bieber. Justin Bieber. Miło mi Cię poznać, cieszę się, że mamy już za sobą tą całą szopkę z przedstawieniem się sobie.
- Jesteś niemożliwy.
- Nic czegokolwiek jeszcze nie słyszałem - delikatnie się uśmiechnąłem, na co ona potrząsnęła swoja głową.
Podczas naszej rozmowy wybrałem sobie kierunek naszej jazdy i kierowałem się w to miejsce. Było już całkiem niedaleko, więc skręciłem w prawą uliczkę. Nic innego nie przyszło mi na myśl niż zabranie Susan do jakiejś małej knajpki na kolację. Może uda mi się ją bardziej poznać, może się otworzy, choć wątpię. Jest małomówna po tym wszystkim. Pamiętam jak ją wczoraj zobaczyłem na plaży pierwszy raz z chłopakami. To jak na mnie patrzyła. Wiem, że była wtedy zagubiona i nie wiedziała co ma zrobić. Siedziała sama i w jej oczach można było wyczytać ten ból.. Choć wtedy, wczoraj się nad tym nie zastanawiałem, po prostu szedłem za chłopakami i myślałem o imprezie, która mnie czekała, nic więcej.
Nagle zadzwonił mój telefon, który był schowany w mojej kieszeni, ale nie reagowałem na niego.
- Odbierz - powiedziała cicho Sue.
Zacisnąłem wargi i wyciągnąłem urządzenie z kieszeni od moich spodni. Patrząc na ekran spostrzegłem, że dzwoni Emily. Przekląłem w duchu, że właśnie w tej chwili. Jest gorąca i seksowna, ale na serio teraz nie chce mi się z nią rozmawiać. Pewnie chce się umówić czy coś. Na pewno. Nie teraz, nie mam czasu zbytnio, oddzwonię do niej później. Zmarszczyłem brwi i ponownie wsunąłem telefon do kieszeni, skupiając się na drodze, jednak telefon wciąż dzwonił.
- Czemu nie odbierzesz tego telefonu? - spytała Sue dokładnie lustrując moją twarz.
Po raz kolejny wyciągnąłem telefon z kieszeni i odrzuciłem połączenie.
- Bo nie - wymruczałem cicho, a Sue nie odezwała się już ani słowem. Po kilku minutach dojechaliśmy na miejsce. Była to knajpka do której często wpadałem z chłopakami. Nie różni się niczym od innych miejsc, ale muszę przyznać, że żarcie tutaj jest serio dobre. Wyszedłem z auta i obszedłem je, po to, żeby otworzyć Sue drzwi. Podałem jej dłoń, którą pewnie złapała i pomogłem jej wysiąść z auta. Kliknąłem przycisk na małym pilocie przypiętym do moich kluczy i pojazd się zamknął. Ruszyłem razem z dziewczyną prosto do knajpki. Otworzyłem przed nią drzwi w ten sposób przepuszczając ją pierwszą, kładąc dłoń na jej plecach i je w tym samym czasie gładząc. Weszła do pomieszczenia i stanęła na środku, rozglądając się, a ja tuż za nią. Spojrzałem najpierw w lewą stronę, po której było kilka wolnych stolików i w prawą. Przeleciałem wzrokiem po wszystkich ludziach, aż nagle mój wzrok zderzył się ze znajomi twarzami. Daniel, Luke i Philip siedzieli przy stoliku koło okna i od razu uśmiechnęli się na mój widok, po czym zauważyłem jak wszyscy wzrokiem powędrowali na Susan. Usłyszałem tylko ich szepty typu "patrzcie, to Justin". Pokręciłem głową i posłałem im delikatny uśmiech, po czym chwyciłem dłoń Sue i pociągnąłem ją do stolika po lewej stronie.
- Chodźmy - powiedziałem i zajęliśmy swoje miejsca. Szybko spostrzegłem, że dokładnie po mojej prawej stronie siedzą chłopcy. Też nie mieli kiedy tu przyjść tylko teraz? Zignorowałem ich i ich wzrok, przyjechałem tutaj z Sue. Położyłem dłoń na jej dłoni i zacząłem smyrać ją kciukiem po zewnętrznej stronie.
- Sue, wybierz coś sobie - powiedziałem i posłałem jej troskliwy uśmiech.
- Dziękuję Justin, ale teraz nie mam jakoś apetytu.
- Dobrze, zamówimy coś razem, bo coś zjeść musisz - puściłem jej dłoń i kiwnąłem do kelnerki, żeby podeszła, bo chcę złożyć zamówienie.
Podeszła do nas młoda, zgrabna, wysoka szatynka o niezwykle niebieskich oczach. Zilustrowałem ją , oblizując przy tym swoje wargi. Po chwili ona również przeleciała po mnie wzrokiem na co uśmiechnąłem się do niej i złożyłem zamówienie. Odprowadziłem ją wzrokiem, gdy odeszła od naszego stolika i przeniosłem wzrok na blondynkę przede mną, która bawiła się łyżeczką, będącą w słoiczku od cukru.
- Uspokoiłaś się już trochę? - spytałem troskliwie.
- Może trochę - szepnęła, było widać, że nie pali się do rozmowy.
- Mhm, to dobrze - pokiwałem głową i poczułem wibracje mojego telefonu, który znajdował się w mojej kieszeni. Wyjąłem go i odczytałem smsa.
Od Philipa: To SueSłodcy jesteście.
Do Philipa: Przestańcie się na nas tak gapić, bo wyglądacie jak banda idiotów.
Gdy odpisałem na smsa posłałem chłopakom spojrzenie, które mówiło samo za siebie, ''jesteście skończonymi frajerami". Po dłuższej chwili wróciła do nas kelnerka z dużą porcją frytek i dwiema colami. Chciałem, żeby chociaż Sue zjadła te nieszczęsne frytki, bo do niczego innego zmuszać jej nie będę.
- Smacznego - powiedziałem i wziąłem jedną frytkę do buzi, a następnie wziąłem łyka coli.
- Wzajemnie - odpowiedziała i zrobiła to samo co ja.
Była głodna, widać to, bo gdyby nie była, nic by nie ruszyła. Próbuję ją rozgryźć, ale za cholerę nie umiem. To zawsze ja jestem tym, którego nikt nie może zrozumieć. Choć w sumie nie wiem czemu się dziwię. Te dwa dni, pewnie tak samo jak poprzednie miesiące były dla niej straszne, także to usprawiedliwia to, że jest taka skryta i mnie, że ja nie umiem kogoś rozgryźć. STOP. Znów za dużo myślę o jej życiu, muszę się skupić na czymś innym. Wziąłem ostatniego łyka picia i wstałem od stołu, a za mną od razu dziewczyna. Spojrzałem na nią i chwyciłem ją za ramię.
- Idź do samochodu, ja zaraz do Ciebie dojdę, dobrze shawty? - musnąłem jej policzek.
- Dobrze - odpowiedziała i wyszła z knajpki. Teraz mogłem spokojnie podejść do chłopaków, którzy nadal się na nas gapili i przysięgam, że gdybym ich nie znał wziąłbym ich serio za jakiś chorych. Choć w sumie.. nie, nic.
- Przesuń się stary - klepnąłem Daniela w plecy i usiadłem obok niego, kiedy robił to o co prosiłem.
- Co tam Bieber?
- Serio aż tak Wam się nudzi, hm? - uniosłem pytająco brew i spojrzałem na każdego z nich, na co oni spojrzeli najpierw na siebie zdziwieni, a potem na mnie - Nieważne - dodałem i machnąłem ręką.
- Co Ty robisz? Nie odwiozłeś jej jeszcze? - spytał Luke.
- Nie. Znaczy no.. odwiozłem, ale pojechałem znów do niej - odpowiedziałem na pytanie przyjaciela, kładąc łokcie na stół i łącząc swoje palce ze sobą.
- Czemu?
- A może po to, żeby sprawdzić czy wszystko z nią w porządku? Wiem, że Wam trudno to zrozumieć, ale ja się martwię. Tak, martwię się o kogoś innego, niż tylko o własną dupę. Byłem z nią tam wczoraj i wiem co przeżywa. Nie w stu procentach, ale wiem. Chcę jej to jakoś, nie wiem.. wynagrodzić? Chcę ją wesprzeć, pomóc.
- No dobrze Justin.. i jak ona się ma?
- Mogłoby się wydawać, że było lepiej jak ją odwoziłem pierwszy raz do domu, ale znów to samo. To co zobaczyłem w jej domu, było szczytem wszystkiego - napiłem się picia, które stało koło mnie.
- To znaczy?
- Jej ojczym ją uderzył. A wiecie co jest w tym wszystkim kurwa najlepsze? Że to nie pierwszy raz - czułem jak znów cała złość do mnie wraca, gdy tylko przypomniałem sobie Josha, a moje oczy się zwęziły.
- Jak to? Nie wierzę. Tyle się wydarzyło w dwa dni, niecałe dwa dni - skomentował to Philip z niedowierzaniem.
- No właśnie, niespełna dwa dni. Aż mi się to w głowie nie mieści, nie umiem tego sobie poukładać. Jak zobaczyłem co ten dupek jej robi oddałem mu, oddałem mu dwa razy i dwa razy mocniej.
- Co Justin? Co zrobiłeś? - wybuchł zdziwiony Luke.
- Uderzyłem dupka - powiedziałem jak gdyby nigdy nic.
- Wiesz, że on może Cię za to podać do sądu?
- W dupie to mam, ja też mogę do podać do sądu za to co zrobił Susan, a i tak wiem, że tego nie zrobi, bo nieważne jaka sprawa w sądzie zniszczy jego dobre mienie - przeleciałem palcami po moich włosach, ciągnąc za ich końce, a następnie potarłem ręką mój kark.
- Justin, nie pakuj się w takie gówno. Nie zbliżaj się do niego, bo wiemy wszyscy, że jak jesteś zły to nie możesz się opanować - ostrzegł mnie Luke.
- Dobra chłopaki, idę - zignorowałem to i wstałem do stołu.
- Gdzie idziesz?
- Obić mu jeszcze raz ryj.
- Justin kurwa debilu! - krzyknął Philip.
- Żartowałem, nie bawcie się w moich rodziców. Będę grzeczny, idę do Sue i... nie wiem co.
- Nie rób nic głupiego, trzymaj się.
- Siema - pożegnałem się i opuściłem knajpkę. Spojrzałem na swój samochód o który stała oparta Susan.
- Czemu nie weszłaś?
- Jest zamknięty geniuszu - powiedziała z założonymi rękami, na co ja otworzyłem samochód jednym kliknięciem.
- Już nie, wchodź do środka - wskazałem na mój biały samochód.

Dobry wieczór :)
Jak Wam się podoba rozdział? Myślicie, że Justin dobrze zrobił?
Piszcie swoje opinie w komentarzach, które są dla mnie bardzo ważne, tak samo jak Wy, bo bez Was nie byłoby tego opowiadania. Dziękuję za komentarze i tyle wyświetleń, naprawdę jesteście wszyscy wspaniali.
Chcę jeszcze przeprosić, że teraz rozdziały są rzadko, ale to wszystko przez szkołę, to samo zło, ale staram się dodawać i pisać coś nowego zawsze jak mam chwilę odpoczynku od nauki.
Kocham Was, do następnego rozdziału ♥

pytania? kierujcie na mojego twittera @justinsladyx

sobota, 31 sierpnia 2013

Rozdział piąty

Justin's POV
Odwiozłem Sue i pojechałem prosto do domu Matta. Miałem dać mu znać już wczoraj jak wrócę do domu, ale wyleciało mi to z głowy. Wolałem pojechać teraz i przedstawić mu całą sytuację i może jeszcze spotkam tam chłopaków. Od domu Sue do domu Matta nie było tak daleko, dlatego w krótkim czasie znalazłem się już u mojego kumpla. Wjechałem na jego posesję, wziąłem do ręki swój telefon i wyszedłem z auta od razu kierując się prosto do drzwi. Było widać, że jego starzy są nieźle dziani i pozwalają mu na wiele rzeczy. Bez pukania wszedłem do domu. W środku panował wielki syf. Kopiąc pustą puszkę po piwie wszedłem w głąb domu. Pod moimi nogami plątały się zarówno jak i puste puszki po piwie, balony, resztki jedzenia, niedopałki. Przechodząc przez duży salon znalazłem się na ogrodzie gdzie tak jak myślałem znalazłem również Philipa, Daniela i Luka siedzących razem z Mattem.
- Kurwa, stary, weź sobie tu zamów jakąś ekipę sprzątającą - powiedziałem stojąc w drzwiach. W tej chwili cała uwaga chłopaków została skupiona na mnie, bo żaden nie usłyszał wcześniej, że przyjechałem.
- Oo, siema Bieber! - krzyknął Daniel. Podszedłem do każdego z chłopaków i podałem im dłoń na powitanie, po czym usiadłem na wygodnym ogrodowym fotelu, a swój telefon położyłem na stoliku naprzeciw mnie.
- Co tam chłopcy? Udało się? - spytałem rozsiadając się na fotelu.
- Justin, weź nie pytaj - powiedział Philip.
- Co? Taka lipa? Kurde Matt, myślałem, że nauczyłeś się już czegoś ode mnie - zażartowałem do blondyna.
- Bardzo śmieszne Justin, długo nad tym myślałeś? - dogryzł mi Matt.
- Na pewno krócej od Ciebie stary - odpowiedziałem i uśmiechnąłem się.
- Nieważne - zakończył ten temat.
- No i jak sobie wczoraj poradziłeś? - wtrącił się Philip.
- No jakoś sobie dałem radę. Zaopiekowałem się Sue, a przed chwilą odwiozłem ją do domu.
- Co masz na myśli, że zaopiekowałeś się Sue? - powiedział żartobliwie Daniel.
- Ty się lepiej nie odzywaj Dan, bo sam nie umiałbyś się zaopiekować dziewczyną w ten sposób o jakim teraz pieprzysz - zgasił go Luke.
- Święta prawda brachu, stawiam Ci piwo - przybiłem piątkę z nim.
- Dobra, a jak ona się ma? - kontynuował ten temat Philip.
- No a jak ma się czuć? Jest cała roztrzęsiona, dużo płakała, dziś już może było ciut lepiej niż wczoraj, ale myślę, że to długo, długo z nią zostanie - powiedziałem krzyżując ręce na moim karku.
- Na jakim etapie przyjechałeś do niej? - spytał Matt.
- Sukinsyn ją uderzył w twarz i zaczął dobierać się do jej ciała. Mam nadzieję, że szybko tego pożałuje, bo troszkę oszpeciłem mu ten już i tak krzywy ryj - powiedziałem wspominając moje ciosy.
- Dziewczyna miała szczęście, że na Ciebie trafiła, bo nie wiadomo jak daleko posunąłby się ten kutas - powiedział Luke biorąc łyk piwa.
- Był od niej silniejszy, mógł się posunąć jak najdalej.
- Macie kontakty?
- Ma mój numer, może się odezwie.
- Emily o Ciebie wczoraj wszystkich pytała - zmienił temat Daniel.
- Coś Ty się jej tak przyczepił? Wiem, że to dobra dupa, ale ona jest najwyraźniej zainteresowana mną - uśmiechnąłem się cwaniacko.
- Cały Justin Bieber, uwodziciel.
- Życie, pogódź się z tym kolego - zaśmiałem się pod nosem.
- Wytrzymałem z Tobą 15 lat stary, ledwo daję rady.
- To samo tyczy się Ciebie - przymrużyłem oczy.
- Jakie plany na dziś? - spytał Luke.
- Mam jeszcze kilka spraw do załatwienia, jak coś planujecie to ja odpadam - przeleciałem wzrokiem po każdym z chłopaków.
-  Ja chyba muszę iść wziąć porządny prysznic - powiedział Matt wstając od stołu.
- Jak Ty to robisz Bieber? - zwrócił się do mnie Dan złączając swoje ręce i opierając łokcie na kolanach.
- O czym mówisz? - odpowiedziałem kiwając głową, starając się zrozumieć o co mu chodziło w danej chwili.
- Kryjesz się, nie pokazujesz swoich emocji. Znamy się tak długo, a ja za cholerę nie mogę Cię rozgryźć.
- Właśnie to czyni mnie lepszym - wstałem od stołu i pożegnałem się z przyjaciółmi - Trzymajcie się.
- Ty też Justin - usłyszałem i opuściłem dom Matta.
Wsiadając do auta odblokowałem swój telefon, żeby zobaczyć czy ktoś próbował się ze mną skontaktować. Dwa nieodebrane połączenia od Emily. Skąd ja mam w ogóle zapisany jej numer? Nieważne, nie będę oddzwaniał, najwyżej zadzwoni jeszcze raz.
Położyłem swój telefon na siedzeniu obok i odjechałem z głośnym piskiem opon. Wspominałem już, że lubię szybką jazdę? Z dużą prędkością przemierzałem miasto, żeby dostać się z powrotem do mojego domu. Zacisnąłem dłonie na kierownicy i przymrużyłem oczy, całkowicie skupiając się na drodze. Wymijałem wszystkie auta i jechałem najkorzystniejszymi dla mnie drogami. Wreszcie przedostałem się z domu mojego kumpla do mojego domu. Zauważyłem, że na dworze stoi auto moich rodziców. Wrócili, gdziekolwiek byli. Po opuszczeniu auta kliknąłem jeden przycisk na pilocie, a auto automatycznie się zamknęło. Wszedłem do domu, a do moich nozdrzy od razu trafił zapach pieczonego ciasta. Od razu udałem się do kuchni, w której ujrzałem moją mamę ustawiającą coś w piekarniku.
- Dobrze się bawiliście mamo? - spytałem jak gdyby nigdy nic.
- Justin, synku! - momentalnie obróciła się do mnie moja mama ściągając przy tym duże kucharskie rękawice rzucając je na stół. Mocno mnie przytuliła i wycałowała.
- Hej mamo - objąłem ją w talii i przycisnąłem do siebie.
- Dałeś sobie jakoś sam radę?
- Jak widać, ale następnym razem chciałbym wiedzieć, że gdzieś wyjeżdżacie.
- Oj Justin, to miała być taka niespodzianka.
- Niespodzianka? Dobra, dobra - wyminąłem moją mamę i wyciągnąłem z lodówki zimną puszkę z colą i już miałem zamiar iść na górę, ale usłyszałem głos mojej mamy.
- A ta dziewczyna co tu była, to kto to?
Skąd ona o tym wiedziała?
- O czym mówisz? - spytałem otwierając puszkę i biorąc pierwszy łyk picia i udawałem, że o niczym nie wiem.
- Pani Smith wczoraj Cię widziała jak wnosiłeś na rękach dziewczynę do naszego domu - mama skrzyżowała ręce i oparła się o blat.
- Niech stara Smith nie miesza się w nie swoje sprawy, bo może to być ostatni raz kiedy to zrobiła - warknąłem.
- Justin! - krzyknęła moja mama - jak Ty się wyrażasz?
- Przewidziała się po prostu, starość nie radość - wzruszyłem ramionami i  opuściłem kuchnię.
Smith to nasz sąsiadka, stara jędza jednym słowem. Do wszystkiego się mieszała i zawsze próbowała mieć na mnie jakiegoś haka, niestety to się jej nie udawało. Jak mi przykro, niech próbuje sobie dalej. Tylko na jej nieszczęście moi rodzice przeważnie wierzą mi. Razem z nią mieszkał jej wnuk, Logan. Jest w moim wieku i szczerze się nienawidzimy, już raz mu pokazałem gdzie jest jego miejsce, gdy podbijał do mojej byłej dziewczyny i niech nie przekracza granicy między mną, a nim. Mieszka z babcią od ośmiu lat, bo jego rodzice zginęli w wypadku samochodowym. Wbiegłem po schodach do swojego pokoju i przymknąłem drzwi. Odstawiając puszkę z napojem na stoliku ściągnąłem przez głowę bluzkę i buty po czym wygodnie położyłem się na swoim łóżku. Wyciągnąłem telefon z kieszeni od swoich spodni i wykonałem jeden telefon do mojego dobrego znajomego jeszcze z czasu, gdy mieszkałem w Stratford.
- Siema, co to za sprawa, którą do mnie masz? - powiedziałem patrząc przed siebie i wsłuchując się w jego słowa.
- Justin, dowiesz się za kilka dni, spotkamy się i Ci wszystko wyjaśnię, szykuje się duży interes.
- A myślałem, że to ja jestem tajemniczy - zaśmiałem się.
- Do zobaczenia Bieber, zapewniam, że nie pożałujesz.
Nic nie odpowiedziałem tylko się rozłączyłem, a telefon położyłem obok mnie. Ciekawe co Rick miał dla mnie za sprawę i czy serio to jest coś warte mojego zainteresowania. Poleżałem jeszcze chwilę na łóżku i myślałem chwilę nad zdarzeniami sprzed ostatnich dwóch dni. Chyba dopiero teraz dochodzi to do mnie, że uratowałem Sue życie. Bo nikt nie wie jak daleko od mógłby się posunąć i co mógłby jej zrobić. Potarłem ręką swoje czoło, a następnie przeczesałem swoje włosy. Była godzina 17:56. Stanąłem przed szafą i wyciągnąłem z niej czystą białą bluzkę i długie czarne spodnie. Założyłem na siebie ciuchy i na moje nogi wsunąłem jak zwykle czarne Supry. Na to wszystko założyłem jeszcze czarną skórzaną kurtkę i zabrałem okulary przeciwsłoneczne, które od razu znalazły się na moim nosie. Wyszedłem ze swojego pokoju i zbiegłem po schodach na dół, kierując się prosto do drzwi.
- Justin, wychodzisz? - krzyknęła w ostatniej chwili moja mama.
- Tak mamo - odpowiedziałem i zamknąłem za sobą drzwi. Wsiadłem do auta i zacząłem się kierować w obranym przeze mnie kierunku. Dobrze zapamiętałem drogę ostatnim razem przez co było mi lepiej tutaj dojechać. Gdy po kilkunastu minutach byłem na miejscu zaparkowałem centralnie pod domem Susan. Przejrzałem się w lusterku i stwierdziłem, że wyglądam dobrze. Wyszedłem z auta i zacząłem kierować się na drabinkę, która prowadziła do balkonu Sue. Przeszedłem przez ogród i właśnie miałem się schylić pod oknem, żeby nikt mnie nie zobaczył, ale to co zobaczyłem w środku mnie zamurowało. Zacisnąłem pięści i szczękę. Wróciłem się i stanąłem przed głównymi drzwiami, po czym głośno zapukałem i tylko czekałem aż te sukinsyn przyjdzie mi je otworzyć.

 Taki tam krótki i nudny rozdział piąty, ale jest.
Obiecuję, że w następnym będzie się już więcej dziać i oczywiście, że będzie dłuższy.
Wiktoria (@our_kidrauhlxx) mordowała mnie już o ten rozdział, dlatego specjalnie dla niej go już teraz dodaję. Chciałabym jeszcze bardzo podziękować @villiars za komentarz, który poprawił mi dzień. bardzo dziękuję za taką szczerą opinię i za tyle ciepłych słów! <3  Dziękuję jeszcze za każdy inny komentarz, który również mnie motywuje. Bardzo dziękuję! Dziękuję również za tą niesamowitą liczbę wejść, nawet nie wiecie jaką dajecie mi satysfakcje, a Wasz zwykłe "czytam" daje mi dużo motywacji, dlatego proszę nawet o taki malutki komentarz jeśli przeczytasz ten rozdział. Na koniec chciałabym podziękować jeszcze mojej kochanej Paulince (@lonelyladyrauhl) za to, że tak reklamowała moje opowiadanie.
Zapraszam do zakładek, gdzie możecie poznać bohaterów, zostawić link do swojego bloga lub dodać się do informowanych.
Miłego dnia :)

sobota, 17 sierpnia 2013

Rozdział czwarty

Susan's POV
Ostrożnie wsunęłam się pod kołdrę i poczułam parę rok obejmujących mnie i przyciągających do siebie. Nie wiedziałam co mam zrobić. Po prostu wygodnie się ułożyłam i próbowałam zasnąć. Gdy zamknęłam oczy to wszystko znów do mnie wróciło. Wrócił do mnie ten ból, jego dotyk na moim ciele, jego głos, a przed oczyma pojawiło się to zajście. Gwałtownie otworzyłam swoje oczy i podniosłam się, a moje serce zaczęło bić jak szalone, a oczy po raz kolejny tego dnia przepełniły się łzami. Czemu do cholery to wszystko musiało przytrafić się mnie? Mogłam siedzieć w domu i już dać jakoś radę. Z tej perspektywy to było o wiele lepsze niż to co stało mi się wieczorem. A jak mnie uderzył.. Poczułam się tak samo jak przy Joshu, jak nikt, jak śmieć. Nie mogłam już dusić tego dalej w sobie i znów się rozpłakałam. Nienawidzę swojego życia, nienawidzę siebie. Czy to wszystko jest jakąś karą? Zrobiłam coś, a teraz to wszystko się na mnie odbija? Nigdy nie myślałam, że życie jest idealne i kolorowe, ale jestem tu sama. Nie mam nikogo, kto by mógł mi pomóc. Nie mam do kogo się zwrócić, jedyną osobą, która wie co się stało i mi pomogła jest już śpiący obok mnie brunet, a nawet nie wiem jak się nazywa. Może tego i nie okazywałam, ale byłam mu przeogromnie wdzięczna. Nie wiem co ten facet był jeszcze w stanie mi zrobić, ale wiem, że nie dałabym mu rady, bo jest ode mnie o jakieś sto razy silniejszy. Pamiętam tylko jak dostał w twarz i upadł na ziemię, po czym dostał jeden cios w brzuch i już tam leżał.
Szczerze mówiąc boję się. Jestem samotną dziewczyną bez nikogo. Mojej matki nie traktuję już zbytnio jak rodzinę, sama sobie na to zasłużyła i pokazała mi jak jej na mnie zależy. Czuję, że ze śmiercią taty, z jego odejściem odeszła też i ona. Zwykle uśmiechnięta, miła kobieta, a teraz? Prawie jak potwór, ale prawie, bo Josha nie przebije. Patrząc na mój bandaż łzy spływały z moich policzków i już nawet nie miałam siły ich ścierać. Odwiązałam go, a moim oczom ukazała się cała pocięta ręka, praktycznie od nadgarstka, aż po granice łokcia. Każda rana coś znaczy, każda rana jest z przyczyny. Może i jestem słaba, ale po prostu już nie daję sobie rady, nie wiem nawet czy chcę. Poczułam jak ktoś chwyta moją lewą, zranioną rękę i przyciąga ją do siebie. Delikatnie się obróciłam i ujrzałam bruneta, który się zbudził. Przyłożył moją rękę do swoich ust i zaczął powoli całować każdą z moich ran, tak jakby chciał tym uleczyć mój ból. Całował ją tak delikatnie i z pasją, mogłoby się nawet wydawać, że to coś działa. Przymknęłam powoli swoje powieki, a chłopak kontynuował to co robił.
- Nigdy więcej tego nie rób - powiedział szeptem patrząc na moją twarz. Otworzyłam swoje oczy i patrząc na niego przygryzłam swoją dolną wargę. Jego oczy pięknie lśniły w ciemnościach, można było je doskonale dostrzec, świeciły piękniej niż gwiazdy na niebie. Wiedziałam, że są piękne już na plaży. To nie jest do pomyślenia. Widziałam go dziś pierwszy raz, uratował mnie, a teraz leżę w jego łóżku. Nienormalne. Położyłam dłoń na jego policzku i zaczęłam go gładzić kciukiem.
- Dziękuję.
Zebrałam się w sobie i powiedziałam po prostu sama z siebie nie musząc już na nic odpowiadać. Chłopak odgarnął kosmyk moich blond włosów za ucho i przybliżył się do mnie. Delikatnie musnął moje usta wsuwając w tym samym czasie dłonie pod moją koszulkę i jeżdżąc opuszkami palców po mojej skórze. Nie wiedząc co zrobić odwzajemniłam jego delikatne jak anioła muśnięcie. Nie wiem czemu, nie wiem nawet czy chcę. Sue, przestań. Nawet nie wiesz jak ma na imię. Od razu się od niego oderwałam i wróciłam do mojej poprzedniej pozycji, kładąc się do niego plecami przykrywając się po brzegi kołdrą. Poczułam jak chłopak ją rozsuwa, by mieć dostęp do mojego ramienia, delikatnie je pocałował, po czym znów objął mnie w talii. Po dłuższej chwili chyba już zasnął, bo nie czułam żadnych jego ruchów. Leżałam z otwartymi oczami i patrząc przed siebie bezsensu myślałam. Próbowałam odbiec myślami od tego wszystkiego choć na chwilę, ale za każdym razem to samo. Znów wracałam do tego wszystkiego. Wzięłam głęboki oddech i zaciągając kołdrę wyżej schowałam twarz w poduszkę, by móc zasnąć. Nareszcie mi się udało. Po kilku minutach i ja odpłynęłam.

***
Zbudziłam się nad ranem, nie wiem dokładnie, która była godzina. Spuściłam wzrok, by zobaczyć czy dłonie chłopaka nadal mnie oplatają. Nie. Powoli przewróciłam się na drugą stronę, by ujrzeć chłopaka. Nie było go. Nie wiedziałam zbytnio co mam zrobić, dlatego wstałam z łóżka i zabierając swoje rzeczy z kanapy weszłam do łazienki.  Stanęłam przed lustrem i spojrzałam na siebie. Mój policzek był spuchnięty, a oczy czerwone. Przejechałam dłonią po opuchliźnie i lekko się skrzywiłam. Ledwo co pozbyłam się pierwszego siniaka, a teraz znów. Przepłukałam swoją twarz wodą i związałam włosy w niedbałego koka. Ubrałam się w swoje ciuchy, a ciuchy bruneta wrzuciłam do kosza na brudy. Patrząc jeszcze raz na mój wygląd zdecydowałam się wyjść z łazienki i poszukać chłopaka. Przechodząc przez jego pokój moją uwagę zwróciła ramka ze zdjęciem, która stała na szafce. Znajdował się na zdjęciu chłopak i jego trzej koledzy. Byli na plaży i to zdjęcie jest z przed kilku lat. Uśmiechnęłam się sama do siebie na ten widok. Widać było, że sobą ze sobą zżyci. Było coś między nimi czego ja nigdy nie miałam. Może raz, kiedyś, dawno, zamknięty rozdział. Opuściłam sypialnię i zeszłam na dół. Rozglądając się po salonie przeszłam do kuchni, bo nikogo w nim nie było. Od razu na wejściu zobaczyłam bruneta, który stał w samych spodenkach 3/4, bez koszulki oparty o blat i trzymający w ręku szklankę soku pomarańczowego.
- Dzień dobry - odezwał się pierwszy i przeleciał po mnie wzrokiem.
- Heeej.. - przywitałam się z chłopakiem. Czemu on znów był bez koszulki?
- Wyspana? - skrzyżował ręce na piersi, ukazując tym samym swoje mięśnie.
- Jeśli można to tak nazwać - mruknęłam.
- Chodź tu, pokaż się - powiedział i do mnie podszedł zanim zdążyłam jakkolwiek zareagować. Położył swoje dłonie na moich biodrach i uniósł mnie do góry sadzając na jednym blacie. Byłam aż tak lekka, że tak często mnie podnosił? Chwycił moją buzię i obrócił ją tak, żeby mógł przyjrzeć się mojemu policzkowi.
- Poczekaj chwilę - podszedł do zamrażalki i wyciągnął z niej lód. Owinął go w ręcznik i wrócił do mnie przykładając go do mojego policzka. Lekko się skrzywiłam przez zderzenie z zimnem i nieprzyjemnym uczuciem.
- Spokojnie, pomoże Ci - zapewnił mnie stanowczo i trzymał lód cały czas przy mojej twarzy.
- Dzięki - słabo się uśmiechnęłam i położyłam swoją dłoń na jego dłoni dając mu znak, że sobie poradzę. Cofnął się do tyłu i oparł o stół naprzeciw mnie. Schował ręce do kieszeni i przyglądał się mi. On nie ma koszulek, czy wszystkie są w praniu? Obiecuję, że jak zaraz nie zasłoni swojego idealnego torsu to sama znajdę mu koszulkę.
- Jesteś może głodna? - wyrwał mnie z zamyślenia o jego torsie.
- Nie, nie jestem - zacisnęłam swoje usta w poziomą kreskę i zaczęłam wymachiwać swoimi nogami nadal siedząc na blacie.
- Co teraz zamierzasz? - oblizał swoje usta.
- Nie wiem. Muszę zaraz wracać do domu, jakoś to będzie.
- A czemu wczoraj prosiłaś bym Cię nie zawoził? - uniósł jedną brew do góry.
- To długa historia - skrzywiłam się.
- Opowiedz.
- Może innym razem - przygryzłam dolną wargę i spojrzałam na niego.
- Jak sobie chcesz - odpowiedział i wyszedł bez słowa z kuchni. Obraził się na mnie za to? Nie byłam w nastroju na takie pogawędki o mojej rodzinie, bo aż niedobrze mi się robi na samą myśl, że muszę tam wracać, a tym bardziej boję się co mnie tam czeka. Nie mam życia. W zasadzie to mogłam wrócić do domu jak chłopak pytał, ale nie wiem czemu odmówiłam. Nie myślałam wtedy, byłam roztrzęsiona. Boję się wszystkiego. Boję się teraz wyjść na ulicę, bo ktoś może mnie zaatakować. Boję się nawiązywać nowe kontakty, bo trafię na złe osoby. Boję się zaufać, bo ktoś mnie zrani. Zeskoczyłam z blatu, a ręcznik z lodem położyłam w zlewie. Nie wiem co mam teraz robić, więc postanowiłam iść do chłopaka. Zderzyłam się z brunetem, który nagle wyskoczył zza rogu. Od razu zagubiłam się w jego tęczówkach. Nie wiem czemu, ale tylko jego oczy robią na mnie takie wrażenie. Nasze ciała się stykały. To znaczy ja praktycznie piersiami dotykałam jego torsu, spoko. Błądził swoim wzrokiem pomiędzy moimi ustami, a moimi oczami. Czułam jego miętowy oddech na mojej skórze, a po moim ciele przeszły dreszcze. Pogładził mój policzek i oblizał swoje usta, po czym złożył czuły pocałunek na moich ustach. Oderwał się ode mnie i skierował się w stronę drzwi.
- Chodź - mruknął. Przez chwilę stałam jeszcze zdezorientowana w bezruchu i analizowałam wszystko co przed chwilą się stało. Po chwili ocknęłam się i ruszyłam za nim. Przeszłam przez drzwi i mijając go na dworze słabo się uśmiechnęłam, na co on po raz pierwszy tego dnia odwzajemnił mój uśmiech i pokręcił głową zamykając przy tym drzwi na klucz. Nie ogarniam go mówiąc szczerze. Jest cholernie zmienny. Wyminął mnie i otworzył mi drzwi pasażera, czekając aż wejdę do środka.
- Dziękuję - szepnęłam, na co chłopak przytaknął głową i zamknął za mną drzwi. Zapięłam pasy i spostrzegłam, że już siedzi tuż obok.
- Gdzie mieszkasz? - spytał patrząc na mnie. Od razu się spięłam na myśl o moim domu, ale jednak musiałam mu coś odpowiedzieć i podałam mój adres.
- Wiem gdzie to - odpowiedział i od razu odpalił silnik, po czym wyjechał na drogę. Obróciłam głowę w prawą stronę i nic się nie odzywałam. Znów wróciło wczorajsze zdarzenie. Przypomniał mi się głos tego faceta i to co mi zrobił. Nie panując nad sobą po moim policzku spłynęła łza. Cicho pociągnęłam nosem i dyskretnie ją starłam, ale najwyraźniej nie aż tak dyskretnie, bo chłopak to zauważył po czym zjechał na bok.
- Sue.. co jest? - spytał znów tym cholernie troskliwym głosem patrząc na mnie.
- Nic mi nie jest - odpowiedziałam i wytarłam swoje łzy.
- Posłuchaj, wiem, że to co przeżyłaś wczoraj jest okropne i ten dupek powinien już dawno za to umrzeć, ale nie możesz cały czas do tego wracać. Musisz być silna, wiesz? - powiedział łapiąc mocno moją dłoń.
- Ale to nie jest łatwe - powiedziałam pod nosem, wbijając swój wzrok w co to jest za oknem.
- Wiem, na pewno nie jest ale dasz sobie radę, wiem to.
- Też chciałabym być nastawiona tak jak Ty.
- Emm, to bądź? - odpowiedział tak jakby była to oczywista sprawa.
Serio? On chyba sobie nie zdaje sprawy, co za dupek.
- Dobra, nieważne - wyprostowałam się na siedzeniu i poprawiłam swoje włosy. Pomimo tego, że patrzyłam do przodu nie musiałam patrzeć na chłopaka by wiedzieć, że się na mnie patrzy. Po dłuższej chwili znów ruszył do mojego domu. Cała droga przebiegała w ciszy, a ja już trochę się uspokoiłam, po to, żeby zapewne później w domu znów się rozpłakać. Po upływie kilku minut znaleźliśmy się pod moim domem. Z jednej strony dobrze, z drugiej nie. Ta "podróż" ciągnęła mi się niesamowicie, ale nie chcę iść do domu.
Obróciłam głowę w stronę chłopaka i posłałam mu wdzięczne spojrzenie. Patrzyliśmy na siebie przez dłuższą chwilę.
- Moje słowa nie wyrażą tego jak bardzo jestem Ci wdzięczna, wiesz? - przerwałam między nami ciszę. 
Chłopak się delikatnie uśmiechnął i puścił mi oczko, na co delikatnie uniosłam kąciki ust do góry. Pomimo tego, że mam okropny humor i nie chcę żyć udało mu się sprawić, że na moją twarz wkradł się uśmiech.
- Do usług - powiedział ukazując mi szereg swoich idealnie białych zębów.
- Ok, muszę iść - powiedziałam odpinając pasy.
- Sue? - zatrzymał mnie chłopak.
- Hm? - mruknęłam.
- Jesteś pewna, że chcesz iść do domu? - spytał z troską w głosie.
Nie rozumiem go serio. Raz u niego w domu zachowuje się jakby chciał się mnie serio pozbyć, a teraz się pyta czy jestem pewna. Nie, nie jestem pewna.
- Tak, jestem pewna- kiwnęłam głową i po raz ostatni spojrzałam na chłopaka - Dziękuję za wszystko, naprawdę. Nie chcę myśleć co by się stało gdyby Cię tam nie było.
- Cii.. - przerwał mi brązowooki, po czym posłał mi jeden z najszczerszych uśmiechów jakie miałam kiedykolwiek możliwość zobaczyć.
- Pójdę już, dziękuję, cześć - wysiadłam z auta po czym obeszłam je wokół, by przejść do mojego domu, ale jednak usłyszałam jak ktoś mnie woła.
- Sue! - gwałtownie się obróciłam i zobaczyłam za sobą wciąż bruneta, który wystawiał rękę przez otwarte okno i trzymał w niej karteczkę. Nie wiedząc o co chodzi wróciłam się i wzięłam od niego karteczkę.
- Pamiętaj, że jesteś silna - powiedział i odjechał z piskiem opon. Zdążyłam po raz ostatni spojrzeć jak jego samochód znika na zakręcie. Nie wiem co mam myśleć o tym wszystkim. Przez jedną noc tak wiele się zmieniło. To był najgorszy dzień w moim życiu. Nie marzę o niczym innym niż cofnięcie czasu. Chciałabym wrócić do przedwczoraj, do dnia gdy jeszcze nie było tej kłótni. Gdy jeszcze wszystko było normalne, tak w miarę. Gdyby nie było tej kłótni, nie wymykałabym się z domu i nie wracała sama praktycznie prawie nocą z plaży. Boję się wrócić do domu, boję się, że znów oberwę, boję się wszystkiego, a mogę spodziewać się wielu rzeczy. Nie byłam pewna czy serio powinnam wejść do domu. Nie wiem czy matka zauważyła, że mnie nie ma. Ale to może wtedy by do mnie zdzwoniła?
Wyciągnęłam telefon by sprawdzić. Nic. Może nie było jej u mnie? Zegarek wskazywał 11:58. Wzięłam głęboki oddech i weszłam po cichu do ogrodu. Kierując się w stronę mojego balkonu weszłam tak samo jak wczoraj po drabince na górę, ostrożnie i cicho, żeby nikt mnie nie usłyszał. Przełożyłam najpierw jedną, potem drugą nogę przez barierkę i szybko wślizgnęłam się do mojego pokoju. Drzwi od niego były zamknięte. Odetchnęłam z ulgą, może jednak mi się udało? Zamknęłam drzwi od balkonu, po czym położyłam się na łóżku. Przymykając swoje oczy znów wszystko do mnie wróciło. Ta cisza wokół jeszcze bardziej mnie dobijała. Nie miałam żadnego zajęcia, żeby teraz od tego odbiec. Krzyk, mój upadek na ziemię, jego dłonie, jego upadek, podjechanie auta, cios w brzuch. Wszystko. Nie wiem czy dam radę, nie wiem jaki będzie mój stan. Zakryłam swoją twarz poduszką i skuliłam się, podciągając kolana do mojej klatki piersiowej. Będąc z chłopakiem było mi szczerze mówiąc lepiej. W tym sensie, że jemu było najłatwiej zrozumieć to wszystko co czuję przez to, że tam był. Ale i tak w stu procentach nie wie jak ja się czuję.Te jego uśmiechy mnie uświadamiają, że może on nie traktuje tego aż tak poważnie jak ja. Wiem jedno. Za dużo o nim myślę. Widziałam jak żyje, widziałam jak się zachowuje, mogłam trochę go poznać przez tą noc, ale wciąż nie wiem najważniejszego, jego imienia.
Spostrzegłam, że w ręku wciąż trzymam ściśniętą karteczkę od chłopaka. Momentalnie usiadłam na łóżku i rozwinęłam karteczkę.
"Justin" i jego numer telefonu.
Justin.. a jednak znam jego imię. Delikatnie się uśmiechnęłam. Kurcze, zrobiłam to znów?
Justin.. pasuje do niego idealnie. Przypomniała mi się ostatnia noc. Jego dotyk na moim ciele i jego pocałunek na moich ustach. Chwyciłam mój telefon do ręki i szybko wbiłam sobie jego numer, po czym rzuciłam telefon gdzieś za siebie i wstałam, by wyjść z pokoju. Oto zagadka.. Czy drzwi będą otwarte, czy może jednak zamknięte? Nacisnęłam klamkę i otworzyłam drzwi. Czyli jednak ktoś tu był. Powoli uchyliłam drzwi i wychyliłam przez nie głowę. Nic, cisza. Najwyraźniej jestem tutaj sama. Już nieco pewniejszym krokiem zeszłam na dół do kuchni. Wszystko było idealnie poukładane, jak nie u mnie w domu. Ale kto to zrobił jak nie ja? Chyba, że Josh, haha. Tak, już to sobie wyobrażam. Zaśmiałam się pod nosem i wyciągnęłam z lodówki zimny sok, który zaraz po tym nalałam do szklanki. Przeszłam się po całym domu podziwiając ten porządek. Serio, czułam się jakby to nie był mój dom. Zawsze jak posprzątałam, mój nowy wspaniały tata wszystko musiał zniszczyć. No cóż, ja posprzątam, nie? Wróciłam na górę do swojego pokoju i odstawiłam szklankę na biurku i weszłam do łazienki. Ściągnęłam wszystkie swoje ciuchy i stanęłam przed lustrem. Całe moje ciało było posiniaczone. Praktycznie każda rana nachodziła na drugą. Przejechałam dłonią po moim policzku, po szyi, po ramieniu i po ranach po cięciu. Spojrzałam prosto na swoją twarz w lustrze. Dlaczego ja? Codziennie zadawałam sobie to pytanie.
Zostawiając swoje ciuchy na podłodze weszłam do kabiny.

***

Rozdział czwarty.
Jak myślicie Sue odezwie się do Justina?
Nie myślałam, że dodam go tak szybko, ale strasznie mi się nudzi i postanowiłam, że zrobię już to teraz. Dziękuję za komentarze i wejścia, jak zawsze, to dużo dla mnie znaczy. Oczywiście proszę o jakąkolwiek pomoc w reklamowaniu mojego opowiadania. Może być to Wasz jeden tweet, albo nawet retweet. Napisze mi o tym w komentarzu, a na pewno się odwdzięczę tym samym, jeśli macie opowiadanie, albo shout outem :) A teraz dobrej nocy życzę.

Piszcie swoje opinie i do następnego rozdziału! <3

czwartek, 15 sierpnia 2013

Rozdział trzeci

Justin's POV
Dziewczyna cała drżała, była zapłakana i nie umiała wydusić z siebie żadnego słowa, nawet nie zdążyłem się dokładnie przyjrzeć jej twarzy. Upewniając się, że napastnik wciąż leży na ziemi i zwija się z bólu otworzyłem drzwi pasażera w moim aucie i wsadziłem dziewczynę do środka mojego samochodu. Zamykając drzwi od strony pasażera szybkim krokiem udałem się na miejsce kierowcy.
Mocno chwyciłem dłoń blond dziewczyny i odpaliłem silnik, by móc stąd odjechać i, żeby nie patrzyła więcej na to miejsce. Żadne z nas nic się nie odzywało, wolałem z jakąkolwiek rozmową poczekać, aż dojedziemy w bezpieczne miejsce, a w moim aucie usłyszeć można było tylko szloch dziewczyny. Skuliła się i schowała swoją twarz w dłoniach opierając je o swoje kolana.
Drobna dziewczyna, nic nikomu nie zrobiła, a musiało spotkać to ją. Mój telefon cały czas dzwonił, zerknąłem tylko na ekran, by zobaczyć kto się do mnie dobija. To Daniel.
Pewnie się dziwi czemu nie ma mnie jeszcze na imprezie, ale nie miałem zamiaru odbierać, nie w tej chwili. Właśnie przed chwilą uratowałem dziewczynę przed gwałtem, siedzi roztrzęsiona w moim samochodzie.
W sumie to nie wiem co mam teraz zrobić, to co się wydarzyło nie jest normalne. Ja sam byłem nieźle zszokowany i nie wiedziałem co mam powiedzieć, tylko wstrzymałem się z tym.
Po chwili dojechaliśmy w jedno miejsce. Chciałem ją zabrać kawałek od miasta, kawałek od ludzi i tego całego huku. Wyjechaliśmy na jedną spokojną polanę. Nieważne, że zapadł już zmrok, ale to było jedyne miejsce, które przyszło mi na myśl. Odpiąłem pasy i poszedłem do bagażnika. Wyjąłem z niego moją bluzę i koc, który rozłożę, żebyśmy nie musieli siedzieć w aucie. Też tak zrobiłem i gdy go rozłożyłem wróciłem się do auta, by wyciągnąć z niego dziewczynę. Biorąc ją na ręce, delikatnie uniosłem i wyniosłem z auta, równie delikatnie kładąc ją na kocu i okrywając ją moją bluzą. Sam usiadłem obok niej i mocno objąłem ją ramieniem przytulając ją do siebie, a ona na początku niepewnie schowała twarz w moich ramionach wtulając się w moje ciało i zaczęła płakać. Gładziłem dłonią jej włosy i plecy i szeptałem prosto do jej ucha, że już jest wszystko dobrze. Dziewczyna zaczęła się trząść i zacisnęła dłonie na mojej koszulce, uznałem, że już nic nie będę się odzywał. Oparłem brodę o czubek jej głowy i cicho wzdychając czekałem, aż się choć trochę uspokoi. Nie wyobrażam sobie tego co on, by jej zrobił jakbym przyjechał później. Nie dochodzi do mnie to, że takie rzeczy dzieją się na świecie. Zabiłbym go gołymi rękami. Mam nadzieję, że szybko się nie pozbiera po ciosach jakie mu zadałem. Minęło z jakieś 20 minut i zdaje się, że szloch dziewczyny ustał, pociągała tylko nosem. Odchyliłem się do tyłu, by móc na nią spojrzeć. Odgarnąłem z jej twarzy długie blond włosy i spojrzałem prosto w jej zapłakane oczy. To ona. To ta dziewczyna z plaży.
Byłem w szoku. Siedziała tam sama, zupełnie sama i jeszcze ją to spotkało. Było widać w jej oczach ból, zmęczenie, cierpienie, wszystko co najgorsze.
- Już dobrze, nigdy już go nie spotkasz - szepnąłem patrząc wciąż na nią.
Nic nie odpowiedziała tylko opuściła swój wzrok w dół i zaczęła bawić się swoimi palcami, po czym znów jej oczy napełniły się łzami. Wiem, że cholernie cierpiała, ale co ja teraz mogę? Nawet się nie znamy, widzę ją dzisiaj drugi raz, nic więcej. Po prostu znów ją do siebie przytuliłem i siedzieliśmy tak przez kolejne minuty, które trwały wieki. Wytarłem łzy z jej policzków i odgarnąłem kosmyk jej włosów za ucho. Wstałem i wyciągnąłem dłoń do dziewczyny.
- Chodź odwiozę Cię do domu - powiedziałem i czekałem kiedy złapie moją dłoń.
- Nie, proszę - powiedziała błagalnym głosem, który usłyszałem po raz pierwszy. Zastanowiłem się chwilę nad jej słowami i myślę, że musiała mieć jakiś powód, żeby nie wracać do domu.
- Dobrze, pojedziemy do mnie - odpowiedziałem zachrypniętym głosem, a dziewczyna wtedy pokiwała głową i delikatnie chwyciła moją dłoń.
Lekko pociągnąłem ją do góry, by wstała i momentalnie objąłem ją w talii.
- Boli Cię coś? - cicho spytałem, przyciągając ją do siebie.
- Wszystko - z grymasem na twarzy szepnęła tak, że prawie nie było jej słychać.
Pomogłem jej wsiąść do auta i przykryłem ją moją bluzą, zamykając drzwi ona od razu oparła swoją głowę o szybę. Usiadłem na tym samym miejscu co przedtem i przez chwilę przyglądałem się dziewczynie.
Długo walczyła ze zmęczeniem, aż w końcu zamknęła swoje oczy i zasnęła. Wyciągnąłem swój telefon z kieszeni, by móc oddzwonić do mojego przyjaciela. Powiedziałem mu, że za niedługo będę u Matta pod domem i wszystko mu wyjaśnię. Mam nadzieję, że do tego czasu dziewczyna się nie obudzi. Zapiąłem pasy i odpalając silnik ruszyłem do miejsca, w którym miałem dziś zamiar spędzić pół nocy. Blondynka cały czas spała i całe szczęście, bo miała dużo dziś wydarzeń i nie wiem sam jeszcze co powinienem z nią zrobić. W końcu dojechałem na miejsce. Zabierając ze sobą swój telefon, żeby móc zadzwonić do Daniela i go znaleźć wyszedłem z auta upewniając się jeszcze, że nie zbudziłem niebieskookiej. Wykręcając numer do mojego przyjaciela dodzwoniłem się do niego o dziwo i powiedziałem, że ma wyjść na dwór.
Wsunąłem dłonie do moich kieszeni od spodni, stojąc oparty o maskę samochodu i niecierpliwie czekając, aż on raczy pofatygować tutaj swoją dupę. Przyszedł razem z Mattem i Philipem. Luke możliwe, że już gdzieś zaległ.
- Stary, co się stało? Tutaj trwa jedna z najlepszych imprez z najlepszymi ludźmi. Gdzie Ty się podziewałeś? - spytał Daniel.
- Sorry, jakoś teraz mam to w dupie, ale..
- Znalazłeś jakąś inną laskę? Ta Emily z imprezy z przed ostatnich dwóch miesięcy Cię szuka.
- Dasz mi do cholery dojść do słowa? - warknąłem nieco sfrustrowany i posłałem mu groźne spojrzenie.
- Mów Justin, Daniel przymknij się - wtrącił się Matt, na co posłałem mu wdzięczne spojrzenie.
- Uratowałem dziewczynę, była ofiarą gwałtu, dlatego nie mogłem przyjechać - potarłem tył mojej głowy i zerknąłem na auto czy wszystko jest w porządku.
- Jak to uratowałeś dziewczynę? Jaką, gdzie ona teraz jest? - odezwał się Philip.
- Nie do pomyślenia, ale pamiętacie tą laskę z plaży co mijaliśmy? Tak, to ona. Niedawno zasnęła w moim aucie - odpowiedziałem na pytania Philipa.
- No nie gadaj, to ona?- powiedział z wytrzeszczonymi oczami Daniel.
- Tak, to ona - powiedziałem cicho.
- Ja pierdole, nie wierzę..
- To uwierz, że ja tym bardziej nie wierzę. Jestem w szoku, kurwa jak nigdy - oblizałem swoje usta i wsunąłem dłonie do przednich kieszeni od moich spodni.
- Kto by pomyślał, nie?
- Dobra koniec, co zamierzasz z nią zrobić?-  spytał Matt, który najwyraźniej był jeszcze najbardziej rozgarnięty z nich wszystkich.
- Nie wiem, zabiorę ją chyba do siebie, nie mam innego wyboru - otrząsnąłem się z zamyślenia.
- A czemu nie zawieziesz jej po prostu do domu?
- Prosiła bym tego nie robił.
- Dobra stary, to tak zrób jedź zanim się obudzi teraz.
- No spoko, dam znać jak już ogarnę to wszystko - powiedziałem i ruszyłem prosto do auta, jednak usłyszałem jak mnie jeszcze Matt woła.
- I Bieber?  Dobrze zrobiłeś.
- Chyba tak - kiwnąłem.
Już miałem wchodzić do auta, gdy kolejny usłyszałem, tym razem  kobiecy głos wołający mnie. Szybko spostrzegłem, że to Emily.
- Wybacz Emily, ale trochę się śpieszę - mówiłem idąc do przodu do auta, ale wciąż na nią patrzyłem.
- Poczekaj moment - dogoniła mnie, po czym zatrzymała i kładąc rękę na moim karku przyciągnęła mnie bliżej siebie i złączyła nasze usta w namiętnym pocałunku. Odwzajemniłem go obejmując ją jedną ręką w talii.
- Mm, Emily, to było bardzo obiecujące, ale teraz muszę jechać.
- Do następnego razu skarbie - przygryzła swoją dolną wargę i patrzyła na mnie.
- Idź się zabawić, uważaj na siebie - puściłem jej oczko i wsiadłem do auta.
Z dużą prędkością ruszyłem w kierunku mojego domu. Specjalnie pojechałem inną drogą, żeby nie musieć znów tamtędy przejeżdżać.
Gdy dojechałem na miejsce zebrałem wszystkie swoje rzeczy i udałem się do śpiącej dziewczyny. Znów wziąłem ją na ręce i miałem zamiar położyć do łóżka. Wszedłem do domu i zorientowałem się, że jesteśmy tu sami. Super, że rodzice mi coś powiedzieli, że gdzieś jadą. Schodami udałem się na górę prosto do mojego pokoju. Kopnąłem nogą drzwi tak, że się otworzyły i mogłem spokojnie położyć dziewczynę w moim łóżku. Ściągnąłem jej buty i bluzę, żeby było jej wygodnie, a moją uwagę zwrócił bandaż zawiązany na jej ręce. Przejechałem po nim dwoma palcami i spojrzałem na jej twarz, pomimo tego, że policzek miała spuchnięty wyglądała jak śpiący anioł. Taka mała istota, a skrywa w sobie tyle emocji. Ściągnąłem z siebie koszulkę i spodnie zostając w samych bokserkach. Udałem się na balkon, gdzie mogłem spokojnie zapalić papierosa. Może to pomoże mi się odstresować. Zaciągnąłem się dymem z papierosa i przymrużyłem swoje powieki, a wiatr okrywał moje półnagie ciało.
Nie wiem co jest tego przyczyną, ale zawsze ja muszę wpakować się w takie sytuacje. Nie Luke, nie Daniel, nie Philip, ja. Może właśnie dzięki temu wszystkiemu nie nudzę się w życiu. Nie wiem co mam o tym myśleć, może to są zwykłe przypadki, albo już serio zwariowałem. Po chwili usłyszałem czyjeś ciche kroki. Obróciłem się i zobaczyłem, że dziewczyna się rozbudziła. Wyrzuciłem końcówkę papierosa przez balkon i spojrzałem na nią, kiedy stanęła obok mnie. Położyłem dłonie na jej biodrach i unosząc ją do góry, posadziłem ją naprzeciw mnie na barierce. Ona, żeby złapać równowagę położyła nieśmiało ręce na moich ramionach.
- Wszystko dobrze?- spytałem cichym głosem, na co ona wzruszyła swoimi ramionami.
 - Jak się nazywasz? - zadałem kolejne pytanie.
- Sue.. Susan - szepnęła, a jej oczy wciąż były szkliste.
- Susan.. - powtórzyłem za nią i przez chwilę myślałem nad tym imieniem.
- Susan Lorens - powtórzyła swoje imię i dodała jeszcze nazwisko.
- Pamiętasz mnie? - spytałem, na co dziewczyna uniosła głowę do góry, by móc na mnie spojrzeć. Patrzyliśmy przez chwilę w swoje oczy nic przy tym nie mówiąc. Może nie powinien zadawać tego pytania teraz. Widzę w jakim jest stanie, a zawracam jej jeszcze głowę pierdołami, które stanowczo teraz nie są ważne.
- Przepraszam, nie powinienem w tej chwili - powiedziałem marszcząc się przy tym.
- Pamiętam Cię.. - szepnęła od razu po moich słowach. Delikatnie się uśmiechnąłem, żeby nieco rozluźnić tą atmosferę, ale szybko się zorientowałem, że jednak to nic nie dało. Trzymałem nadal dłonie na talii Sue, żeby ją utrzymać. Stałem wciąż w ciszy, bo już nie wiedziałem co mam powiedzieć. Wszystko co chciałem zapytać, było w tej chwili nieodpowiednie, niestosowne. Ciszę przerwał cieniutki głos Sue.
- Gdzie jestem?
- U mnie w domu. Pamiętasz? Prosiłaś, żebym Cię nie odwoził do Ciebie.
- Ach, no tak - pokiwała głową na znak, że pamięta. Po chwili zeskoczyła z barierki i wyminęła mnie wracając do mojego pokoju. Obróciłem się na pięcie, by zobaczyć co robi, a gdy zaczęła zbierać swoje rzeczy ruszyłem za nią. Chwyciła do ręki bluzę oraz buty i ruszyła w stronę schodów, by zejść na dół. Nadal się nic nie odzywając po prostu ruszyłem za nią. Nie wiedziałem jeszcze co chce zrobić. Blondynka kierowała się w stronę drzwi, przez co na widok tego przyśpieszyłem kroku i gdy miała już nacisnąć na klamkę wyminąłem ją i położyłem rękę na drzwi w ten sposób je zamykając.
- Woah, a Ty co robisz? - spytałem pewniejszym głosem.
- Chcę wyjść.
- Gdzie?
- Nie wiem jeszcze, nie mogę tutaj być.
- A to czemu niby? - spytałem unosząc brwi do góry i patrząc na mimikę jej twarzy. Wytrzeszczyła oczy i próbowała coś wymyślić.
- N-no b-bo.. nie mogę tu być, nie znam Cię, a poza tym to kłopot - wydukała.
- Przestań, okay? Zapomnij, że Cię teraz wypuszczę. Przywiozłem Cię tu sam, to chyba jasne, że nie jest to kłopot, nie? - zacisnąłem usta w poziomą kreskę i złapałem ją za rękę. Udałem się na schody ciągnąc ją na górę i prowadząc do swojego pokoju. Wziąłem od niej jej rzeczy i położyłem je na krzesło. Wyciągnąłem ze swojej szafy szare dresy i białą bokserkę. Miałem zamiar dać to Sue, by mogła się spokojnie w to ubrać. Obróciłem się do tyłu i zobaczyłem, że stoi w drzwiach nie wiedząc co zrobić. Cicho westchnąłem i podszedłem do niej łapiąc ją za jedną dłoń, a drugą uniosłem jej brodę do góry, tak, żeby mogła na mnie spojrzeć.
- Nie bój się mnie.. Przy mnie Ci się nic nie stanie, wiesz? - powiedziałem cichym, lecz pewnym głosem. Dziewczyna nieśmiało pokiwała głową, a z jej oczu zaczęły płynąć łzy, które od razu starłem z jej policzków. Dłońmi chwyciłem jej pośladki i uniosłem ją do góry tak, żeby mogła oplątać nogi wokół moich bioder. Poszedłem z nią na rękach na łóżko i usiadłem sadzając sobie ją na kolanach. Mocno ją do siebie przytuliłem opierając głowę na jej ramieniu, przez co ona się jeszcze bardziej rozpłakała. Wiem, że na początku bała się mojej bliskości i była spięta, ale po krótkiej chwili się rozluźniła i po prostu wtuliła w moje ciało. Jeździłem dłońmi po jej plecach, po czym głośno powiedziałem.
- Musisz odpocząć, za dużo dzisiaj przeszłaś.
Nic się nie odzywając oderwała się ode mnie i z wyraźnym bólem na twarzy wstała z moich kolan. Zachwiała się na nogach i prawie upadła, ale w odpowiednim czasie się ocknąłem i złapałem ją.
- Nic Ci nie jest? - spytałem niezwykle troskliwym głosem.
- Nie, jest dobrze - odpowiedziała i w tej samej chwili puściła się mojej szyi i stanęła równo na nogach.
- No dobra.. tutaj masz ubrania, załóż je, żeby było Ci wygodniej i musisz się przespać -podałem jej ciuchy i odprowadziłem ją wzrokiem do łazienki- A może Ci pomóc? - spytałem po raz kolejny zagryzając przy tym dolną wargę.
- Tutaj się obejdzie bez Twojej pomocy, nie licz na to - odpowiedziała mi już nieco głośniej i pewniej niż wcześniej. Zaśmiałem się i poczekałem aż już kompletnie zamknie się w łazience. Gdy to zrobiła położyłem się na moim dużym łóżku i przykryłem swoje prawie, że nagie ciało kołdrą. Patrząc w sufit zacząłem myśleć nad dzisiejszym dniem. Nie mogę uwierzyć, że uratowałem dziś praktycznie komuś życie, nie wyobrażam sobie tego, co by ten dziad mógł jeszcze zrobić Susan. Wystarczyło, że ją uderzył na moich oczach.
Przysięgam, że jak go spotkam, to uduszę go gołymi rękami. Tak skrzywdzić tak małą istotę.
Mam w pamięci jej krzyk, mam w pamięci jej oczy, które widziałem po raz pierwszy na plaży. Moją ciszę przerwał płacz dobiegający z łazienki. Cicho westchnąłem i już chciałem wstać z łóżka i wejść tam do niej i sprawdzić czy wszystko dobrze, ale wiem, że mnie nie wpuści. Sprawdzić czy wszystko dobrze?  Justin, kogo do cholery chcesz oszukać? Po chwili usłyszałem odgłos wody, który uświadomił mnie, że dziewczyna bierze prysznic i może uspokoił, bo wiem, że w miarę się ogarnęła. Przymknąłem swoje powieki ze zmęczenia i nawet nie wiem kiedy zasnąłem. Po około 15 minutach zbudziło mnie otwieranie drzwi i ciche pociąganie nosem. Sue wyszła z łazienki i położyła swoje rzeczy na kanapie w moim pokoju po czym przeleciała po nim wzrokiem nie wiedząc co zrobić.
- Chodź tu - powiedziałem na półprzytomny i wyciągnąłem ramiona w jej stronę.
Ostrożnie ruszyła w stronę łóżka i odkrywając kołdrę położyła się plecami do mnie na skraju łóżka. Mruknąłem coś pod nosem i obwiązując ręce wokół jej talii przyciągnąłem ją do siebie.
- Spokojnie, nie gryzę przecież - jeździłem opuszkiem palca po jej nagiej skórze po czym złożyłem kilka kolejnych pocałunków na jej nagim ramieniu, poczułem, że na początku jej ciało się spięło, ale po chwili już się rozluźniła. Delikatnie gładziłem jej ramię, przytulając się w tej samej chwili do jej pleców.
Nie wiem ile minęło i zasnąłem.

***

No i mamy rozdział trzeci :)
Jak myślicie, co wydarzy się dalej?
 Nie należy do najlepszych rozdziałów, zresztą jak zawsze, ale to Wy tutaj jesteście od oceniania i to Wasze zdanie się liczy, dlatego bardzo gorąco Was proszę, jeżeli czytacie rozdział to zostawcie po sobie jakikolwiek ślad. Każdy komentarz znaczy dla mnie bardzo dużo i mnie strasznie motywuje do pisania, a muszę mieć pisać dla kogoś. Również teraz podziękuję wszystkim czytelnikom i dziękuję Wam wszystkim za ponad 1,6K wejść. To dla mnie niesamowite i jestem strasznie wdzięczna.
Życzę udanej reszty wakacji i do następnego rozdziału, kocham Was :*

Zapraszam do zakładek.
jakiekolwiek pytania? twitter
czytasz-komentujesz :)

czwartek, 8 sierpnia 2013

Rozdział drugi

Justin's POV
Cały dzień spędziłem na plaży z chłopakami. Przydał mi się ten dzień, bo przez chwilę poczułem się normalnie, tak jak za dawnych lat, gdy prawie w każdy wakacyjny dzień siedziałem tutaj z kumplami. Siedzieliśmy na piasku, pływaliśmy, gadaliśmy, śmialiśmy się, było naprawdę spoko. Luke, Daniel i Philip, to oni naprawdę znali mnie. Wiedzieli jaki jestem. Znali mnie całkowicie, znali moje dwie strony. Tą, którą znali pozostali, chłopaka z którym się nie zadziera i normalnego Justina. Pomimo tego, że wszyscy mieliśmy po osiemnaście lat wciąż byliśmy tymi samymi dzieciakami co przed laty, którzy lubili dobrą zabawę i lubili popatrzeć na panienki, norma to dla nas jak i dla większości chłopaków w tych czasach. Zazwyczaj nie dopuszczałem do siebie nikogo na dłuższą metę. To co się dzieje na imprezie zostawiam w rozdziale tej imprezy, lub ewentualnie jeszcze kolejnej nocy. Uważam, że jestem młody i powinienem wykorzystywać wszystkie swoje atuty i łapać chwile. Jestem typem człowieka, który nie lubi się nudzić dlatego potrzebuję stałej rozrywki, ale czasem zdarza się tak, że potrzebuję chwilę pobyć sam. Pomimo tego, że cały czas wokół mnie jest wiele ludzi, nie czułem tego, by wypełniali jakąś cholerną pustkę w moim sercu, która cały czas mi doskwierała.
Leżałem na ręczniku kiedy usłyszałem głos mojego przyjaciela Daniela.
- Bieber, zbieraj się. O 21 jest impreza u Matta, pojedziemy do swoich domów i się ogarniemy, a potem się znów spotkamy - powiedział blondyn.
- No spoko, ale nie myśl sobie, że jesteś osobą, która będzie mi mówić co mam robić - przymrużyłem oczy i spojrzałem na chłopaka.
- Justin, spokojnie, wyluzuj stary, tylko powiedziałem - uniósł ręce w geście obronnym.
- Debilu, żartowałem. O 21, tak? - uśmiechnąłem się, by rozluźnić atmosferę między nami, po czym spytałem, by się upewnić.
- Tak - przytaknął Daniel.
 - Ok, to zbieramy się - poklepałem przyjaciela po plecach i zacząłem zbierać swoje rzeczy, a pozostała trójka robiła to samo. Gdy byłem już gotowy, przeleciałem wzrokiem po miejscu w którym siedzieliśmy, upewniając się czy wszystko zabrałem. Gotowy do powrotu do domu przeczesałem palcami swoje włosy i udałem się w stronę miejsca, gdzie każdy z nas zaparkował swoje auto. Chłopcy ruszyli przede mną i byli zajęci jakąś rozmową, która niezbyt mnie interesowała. Po prostu szedłem za nimi i myślami byłem zupełnie gdzie indziej. Myślałem o tym, czy impreza będzie udana, kto na niej będzie, kogo poznam. To tyle, niczym innym nie musiałem się przejmować. Usłyszałem głośny śmiech moich kolegów, który wyrwał mnie z zamyślenia.
- Jesteś ciotą Luke, czemu po prostu nie zaprosisz Cindy do Ciebie? - powiedział Philip. Ta, odezwał się wielki wyrywacz lasek, który przed każdą imprezą przychodzi do mnie i pyta się jak ma zagadać do tej i do tej dziewczyny. Uśmiechnąłem się aż z tego powodu i pokręciłem rozbawiony głową. 
Nagle po swojej lewej stronie zauważyłem dziewczynę. Uśmiech zszedł z mojej twarzy i zacząłem się jej przyglądać. Nie powiem, nie należała do tych dziewczyn, z którymi zwykle mam styczność. Była inna. Długie blond włosy, niebieskie oczy, lśniące niesamowicie. Było coś w niej, co ją całkowicie odróżniało od reszty. Oblizałem swoje usta i spojrzałem głęboko w jej oczy. Bieber, ogarnij dupę. Usłyszałem głos w mojej głowie i momentalnie odwróciłem swój wzrok od blondynki. Przestań w końcu myśleć chujem i tym sposobem w którym miejscu ją zaliczysz, usłyszałem kolejny głos. Potarłem ręką swój kark i ruszyłem dalej za chłopakami. Mrugnąłem kilka razy oczyma, by jak najszybciej pozbyć się jej obrazu. 
Gdy doszliśmy do aut, pożegnałem się w chłopakami poprzez zwykłe przybicie piątki i każdy z nas odjechał w stronę swojego domu po to, by znów się spotkać za bodajże godzinę.
***
Po niespełna 15 minutach dojechałem do swojego domu. Parkując autem na podwórku wyszedłem z auta zabierając ze sobą torbę, którą miałem na plaży. Wchodząc do domu, krzyknąłem "JESTEM!" do moich rodziców, ale nie dostałem odpowiedzi. Zajebiście. Nic nowego, ale przynajmniej nikt mi nie będzie truł dupy przez ten czas. Rzucając torbę na podłogę udałem się do kuchni. Zauważając na stole miskę z ciastkami wziąłem jedno i od razu je zjadłem. Co jak co, ale moja mama była świetną kucharką, a jej ciastka były najlepsze pod słońcem. Następnie udałem się do salonu i włączyłem na cały regulator muzykę, która wydobywała się z głośników. Myślę, że sąsiedzi zdążyli się już przyzwyczaić do tego. Mam duży dom i często zapraszam tutaj znajomych, więc powinna to być już dla nich norma. Szybko udałem się do łazienki i pozbyłem się wszystkich rzeczy, które miałem na sobie, zrzucając je na podłogę. Wszedłem do kabiny i odkręciłem wodę, która zaczęła spływać po moim nagim ciele, rozluźniając je jeszcze bardziej. Przymknąłem na chwilę swoje powieki, by móc się zrelaksować, a odgłosy kropelek wody mieszały się z odgłosami dochodzącej z dołu muzyki.
 Umyłem swoje ciało moim ulubionym żelem pod prysznic, a następnie zrobiłem to samo z moim włosami. Gdy wyszedłem już spod prysznicu wytarłem swoje ciało w miękki, biały ręcznik, po czym wytarłem w niego swoje włosy i  obwiązałem go sobie wokół bioder. Stanąłem przed lustrem i przeczesując swoje włosy, ułożyłem je tak jak zawsze, czyli do góry. Następnie dokładnie umyłem swoje zęby. Po tych wszystkich czynnościach opuściłem łazienkę i udałem się do salonu. 
Nagle usłyszałem głośne pukanie do moich drzwi. Zmarszczyłem brwi i mruknąłem coś pod nosem. Wyłączyłem muzykę i udałem się w kierunku drzwi, by je otworzyć. Wziąłem głęboki oddech i nacisnąłem na klamkę. Byłem ciekawy kto to jest. Na pewno nie moi rodzice, bo oni mają klucze, a moi kumple nie wpadli by na to, żeby mnie teraz nawiedzić. Otworzyłem drzwi i ujrzałem w nich niską brunetkę o zielonych oczach, która od razu rzuciła mi się na szyję i zaczęła mnie obściskiwać.
- Emm.. co Ty tu robisz? - spytałem zdziwiony lekko ją obejmując. Po długim czasie zachciało się jej dać mi o sobie przypomnieć. Nie pamiętam jej zbytnio, nie pamiętam nawet  na jakiej imprezie się poznaliśmy. 
- Cześć Justin kochanie, pamiętasz mnie? Emily Thompson. Dzisiaj jest impreza u Matta, przychodzisz, prawda? - spytała i zatrzepotała swoimi długimi rzęsami.
- No nie wiem, chyba tak - udając, że się zastanawiam przetarłem dłonią swoją twarz.
- To może się tam spotkamy? - zaproponowała i zaczęła ilustrować wzrokiem moje prawie nagie ciało. No tak, zapomniałem, że byłem w samym ręczniku.
- No spoko, a teraz wybacz, chciałbym się ubrać - skrzywiłem się i szukałem jakiejkolwiek wymówki, żeby ją spławić.
- Dobrze, to do zobaczenia Justin - złożyła czuły pocałunek na moich ustach i wolnym krokiem odeszła.
- Hej Emily - posłałem jej delikatny uśmiech i zamknąłem za nią drzwi, po czym mruknąłem tylko "ja pierdole". Za nic jej nie pamiętam i nie wiem skąd zna mój adres. Pewnie była tu którejś nocy. 
No nieważne, najwyżej będę jej unikał na imprezie. Zorientowałem się, że jest już godzina 20:23 i powinienem się już zbierać. Szybkim krokiem udałem się do swojego pokoju, by wybrać dla siebie odpowiednie ubrania.
Wyciągnąłem z mojej dużej szafy czarną bluzkę w serek i czarne spodnie khaki. Do tego wszystkiego założyłem pasujące pod kolor czarne Supry i złoty łańcuch, który zdobił moją szyję. Popsikałem się perfumami i biorąc do ręki mojego iPhona oraz okulary przeciwsłoneczne zszedłem schodami na dół i wyszedłem z domu. Wsiadając do mojego białego Ferrari 445 Italia przeglądnąłem się w lusterku i stwierdzając, że wyglądam nawet dobrze wyruszyłem na drogę. Lubiłem szybką jazdę i nie kryłem się z tym zbytnio. Wszyscy doskonale wiedzą jak jeżdżę, ale nikt tego nie jest w stanie zmienić. To było jedną z rzeczy, które mnie kręcą. Uważam to za dobrą zabawę. Włączyłem radio i dodając gazu mijałem kolejne budynki. Muszę przyznać, że Nowy Jork nocą jest jeszcze piękniejszy. Dużo się tu dzieje. Można tu znaleźć ludzi o przeróżnym ubiorze, o przeróżnych gustach, z różnych narodowości.
Zostało mi pięć minut drogi do Matta, kiedy natrafiłem na cholerny korek.
Nienawidzę korków, gdy muszę tak stać to aż mnie rozsadza, a niektórzy ludzie jeżdżą jak totalne pizdy.
Postanowiłem być lepszy od innych i skręciłem  w prawą uliczkę, żeby pojechać na skróty.
Całe szczęście, że nikt inny na to nie wpadł, tylko ja. Uliczka była całkowicie pusta i ciemna, nie było tutaj praktycznie żadnej żywej duszy. Jadąc ciemną drogą do moich uszu dotarł głośny krzyk.
Na początku zdawało mi się, że tylko się przesłyszałem, ale z każdą kolejną sekundą był coraz to głośniejszy. Ściszyłem radio i gdy podjechałem kawałek dalej zamurowało mnie.
- Kurwa - syknąłem pod nosem i szybko odpiąłem pasy bezpieczeństwa po czym jeszcze szybciej wysiadłem z auta i pokonałem odległość między mną, a murami jednego z budynku.
Stary facet kładł ręce na młodej dziewczynie, po czym uderzył ją w twarz przez co ona upadła na ziemię, a następnie znów ułożył dłonie na jej piersiach. Mocno szarpnąłem jego ramię i gdy odsunął się od dziewczyny wymierzyłem mu cios prosto w twarz, który spowodował, że szybko znalazł się na ziemi. Nawet nie spodziewał się, że coś takiego mogłoby się mu stać. Korzystając z okazji kopnąłem go z całej siły w brzuch, a zapłakaną dziewczynę wziąłem na ręce i chciałem ją jak najszybciej zabrać z miejsca zdarzenia..

Doby wieczór :)
Nie spodziewałam się, że tak szybko dodam rozdział drugi, ale na prośbę mojej kochanej przyjaciółki (hej Marikuś) dodałam już dzisiaj. Jak Wam się podoba? Cały rozdział jest z perspektywy głównego bohatera, więc to też inaczej. Dziękuję za te ciepłe słowa, za komentarze oraz już za ponad 1K wejść! To jest dla mnie nie do pomyślenia, ale jak mówiłam, musimy razem współpracować. Musicie komentować i zostawiać opinię, bo chcę mieć dla kogo to pisać. Liczę na Was, a lepszych czytelników nie mogłam sobie wymarzyć.
Także proszę o jakąkolwiek pomoc z Waszej strony, a odwdzięczę się tak jak będę umiała.
Z góry dziękuję z całego serca!

Zapraszam do zakładek :)
Dobrej nocy i do następnego rozdziału, który obiecuję, że będzie lepszy.

CZYTASZ=KOMENTUJESZ.

środa, 7 sierpnia 2013

Rozdział pierwszy

Susan's POV
Syknęłam przez zęby, gdy po raz kolejny przejechałam ostrzem po mojej skórze, rozcinając ją aż do krwi. Przymknęłam oczy i poczułam jak cały mój ból psychiczny zamienia się w fizyczny. Jak wszystko na moment znów mija po to, by za niedługo mogło do mnie znów wrócić podwójnie. Nie wiem dlaczego to robiłam, skoro wiedziałam, że to pomaga mi tylko przez chwilę zapomnieć o tym co wydarzyło się na przestrzeni kilku miesięcy. Może właśnie myśl, że choć na chwilę się oderwę od wspomnień wciąż trzymała mnie przy tym? Siedząc w łazience oparta o drzwi chwyciłam bandaż do dłoni i obwiązałam nim całą moją zranioną rękę. Wiem, że to będzie już ze mną zawsze, że rany zostaną ze mną, ale to wszystko jest silniejsze ode mnie. Codziennie swoje prawdziwe ja kryję pod sztucznym uśmiechem. W szkole śmieję się, rozmawiam z wszystkimi, ale nikt nie wie co czuje, nikt mnie nie zna naprawdę. A jemu.. jemu było tak łatwo odejść. Niektórzy ludzie nie uważają na słowa i rzucają je bezmyślnie na wiatr, nawet nie znając ich znaczenia. "Będę zawsze" nie znaczy będę na chwilę, dopóki będę Cię potrzebował. W tamtej chwili straciłam wszystko, gdy on odszedł, wszystko inne odeszło razem z nim. Był jedyną osobą, która wiedziała o mnie wszystko, wiedziała i widziała co się ze mną dzieje przez ten czas, gdy grunt osunął mi się spod stóp. Codziennie uważam to za zamknięty już rozdział i staram się zapominać o tym wszystkim. Ku mojemu zdziwieniu udało się, żyję dalej, dalej bez niego.. Wiem, że teraz jest mu pewnie lepiej i nie potrzebuje mnie, akceptuje to. Stęsknione serce często musi się przyzwyczaić do tego stanu. Wiem, że to już przeszłość i nie myślę o tym wcale, próbuję żyć tak jak powinnam właśnie żyć, ale nikt nie powiedział, że właśnie teraz będzie lepiej. No i właśnie tu pojawia się kolejna rzecz, która niszczy mnie jeszcze bardziej niż pamięć o moim przyjacielu, o osobie przed którą nie miałam żadnych tajemnic. Mój ojciec zginął w wypadku samochodowym osiem lat temu, dokładnie w moje dziewiąte urodziny, 31 marca. Od sześciu lat moja matka znalazła sobie kogoś i próbowała ułożyć sobie życie na nowo. Jej nowy mężczyzna to biznesmen. Człowiek, który nie widzi nic poza czubkiem swojego nosa. A w moich oczach? Skończony dupek. Gdybym mogła powiedziałabym mamie o wszystkich rzeczach. Powiedziałabym o tym co mówił o moim ojcu, najcudowniejszym mężczyźnie na świecie. Powiedziałabym o tych razach, gdy podniósł na mnie rękę i musiałam zawsze zamaskowywać podbite oko do szkoły. Chociaż i tak by mi nie uwierzyła. A najgorsze było to, że codziennie musiałam patrzeć mu prosto w twarz. Moja matka była tak zaślepiona ich dzieckiem, że nie zauważała mnie w ogóle. Maddie urodziła się pięć lat temu i jest ich obojga oczkiem w głowie, a ja? Nikim, śmieciem, ewentualnie czasem osobą wyręczającą Josha we wszystkim. Byłam po raz kolejny uziemiona. Czemu? Nie wiem. Najwyraźniej taki kaprys moich cudownych rodziców. Wyczuwacie ten sarkazm? Przynajmniej trzy razy w tygodniu musiała być jakaś awantura, w której zawsze ja ponosiłam największą winę. Jestem zamknięta w swoim pokoju i mogę wychodzić z niego tylko w wyjątkowych sytuacjach. Chore, nie?
Ścierając łzę spływającą z mojego policzka wstałam z podłogi i stanęłam przed umywalką, patrząc na siebie w lustrze. Podkrążone, zapłakane oczy to moja codzienność. Odkręciłam wodę i przemyłam nią swoją twarz, a następnie rozczesałam swoje długie blond włosy. Z mojej własnej łazienki przedostałam się do mojego pokoju i stanęłam przed wielką szafą. Wyciągnęłam z niej jasne jeansowe krótkie spodenki oraz białą bluzkę na ramiączkach.Ubrałam się w wyciągnięte ciuchy, a na to wszystko nałożyłam jeszcze niebieską bluzę wiszącą na krześle i popsikałam swoje ciało moimi ulubionymi perfumami. Rozglądając się po pokoju chwyciłam jeszcze mojego iPhona i wsunęłam go do kieszeni od moich spodenek. Gotowa do wyjścia uchyliłam po cichu drzwi od balkonu i wyszłam z swojego pokoju. Przerzucając jedną nogę przez poręcz usiadłam na niej okrakiem, a potem zrobiłam to samo z drugą nogą. Przedostając się ostrożnie w prawą stronę dążąc do drabinki przyczepionej do domu chwyciłam się jej i po cichu zeszłam na dół, po chwili znajdując się już na trawie w ogródku. Dyskretnie spojrzałam przez okno znajdujące się w salonie, by upewnić się czy nikt mnie nie widział. No tak, moja mama była zbyt zajęta obściskiwaniem się z Joshem niż zwróceniem jakiejkolwiek uwagi na to co dzieje się na dworze. W tym przypadku całe szczęście, że to wszystko tak wyglądało, bo jakby mnie przyłapali byłabym już kompletnie bez życia. Skuliłam się i przechodząc pod oknem przedostałam się prosto na drogę. Szybkim krokiem ruszyłam w znanym mi doskonale kierunku. Zegarek wskazywał godzinę 18, a na dworze było wciąż jasno. Włożyłam do uszu słuchawki podłączone do mojego iPhona i włączyłam przycisk ''play'', dzięki czemu usłyszałam melodie jednej z moich ulubionych piosenek..
I don’t wanna be afraid
I wanna wake up feeling beautiful today
and know that I’m okey
Cause everyone’s perfect in unusual ways you see
I just wanna believe in me..
Po pięciu minutach znalazłam się na plaży. Jest to miejsce, które uwielbiam odwiedzać i robię to często. Pomimo wakacyjnej pory nie było tu wiele osób. Może kilka grupek osób, nic specjalnego się nie działo. Ściągnęłam z nóg moje balerinki i biorąc je do ręki ruszyłam wzdłuż plaży, by móc usiąść w moim ulubionym miejscu. Usiadłam na malutkim wzgórzu i przymknęłam swoje oczy, by móc wsłuchać się w szum oceanu. Uspokajało mnie to niesamowicie. Pozwoliło na chwilę odbiec od wszystkiego złego, od ran na ciele tak samo jak i w duszy. Zaczęłam bawić się piaskiem, przepuszczając go przez moje palce. Wiatr rozwiewał moje włosy i wiał na moje nagie ramiona, a ja wciągając głęboko powietrze delikatnie uniosłam kąciki moich ust ku górze. Na plaży zaczęło się robić już pusto. Zostałam sama ja i jedna grupka czterech chłopaków, którzy najwyraźniej jak mi się wydawało zmierzali w moją stronę. No i co, niech sobie idą, nie interesuje mnie to. Odwróciłam swój wzrok od nich i ponownie umiejscowiłam go na falach oceanu, który znajdował się przede mną.
- Jesteś ciotą Luke, czemu po prostu nie zaprosisz Cindy do Ciebie? - gdy usłyszałam głos jednego z chłopaków, delikatnie obróciłam głowę by móc spojrzeć na nich i ujrzałam wysokiego blondyna o niebieskich oczach kierującego słowa do jego kolegi. Brunet, tej samej wysokości co jego kolega, pokręcił niezadowolony przecząco głową. Za nim szedł kolejny brunet, poklepujący blondyna po plecach, z założonymi okularami na nosie i przerzuconym przez ramię plecakiem. Mówił coś do nich, na co oni głośno się zaśmiali, ale już nie wsłuchiwałam się w ich rozmowę, bo nie interesują mnie ich miłosne rozterki. Za nimi szedł ostatni z chłopaków. Praktycznie w ogóle niezainteresowany rozmową swoich trzech kolegów, wysoki brunet. Szedł uśmiechnięty. Miał postawione włosy na górę i niesamowicie piwne oczy, doskonale wszystko dopełniające. Jego usta były koloru jasnego różu, a przez to, że nie miał na sobie koszulki było doskonale widać jego umięśniony i wytatuowany tors. Jego uśmiech mnie powalał, był serio niesamowity. Nie wiem przez jaką długą chwilę na niego patrzyłam, ale na pewno zdecydowanie dłużej niż na jego pozostałych kolegów. Patrząc prosto na jego twarz, po chwili spotkałam się z jego piwnymi oczami, w którym można było dostrzec iskierki i przez chwilę nawiązaliśmy kontakt wzrokowy. Namiętnie na mnie patrzył oblizując przy tym usta, po czym momentalnie odwrócił swój wzrok i dołączył do swoich kolegów. Pewnie serio wyszłam na głupią patrząc się tak na niego, nic dziwnego. Pokręciłam głową i jeszcze po raz ostatni spojrzałam na chłopaka, który z każdą sekundą oddalał się coraz bardziej ze swoimi znajomymi. Zaczęło się już ściemniać, gdy spostrzegłam, że jestem tu zupełnie sama. Potarłam swoje ramiona, by się trochę rozgrzać, jednak nie dało to zbyt wiele. Wiem, że muszę już wracać, bo może w końcu moja matka przestała się miziać z Joshem i chciałaby sprawdzić co u mnie, a ta myśl, że mogłaby wejść do mojego pokoju pod moją nieobecność jest straszna. Wstałam z siebie i otrzepałam tyłek z piasku, po czym założyłam swoje buty na nogi i ruszyłam ku mojego domu. Zrobiło się już późno, a nad moją głową mogłam dostrzec ciemne niebo oraz pięknie błyszczące na nim gwiazdy. Zarzuciłam kaptur na głowę i ruszyłam w stronę mojego domu, zastanawiając się jak teraz będzie wszystko wyglądać. Czy będzie wyglądać normalnie? Chociaż nie tak jak ostatnio. Duszę się w tym domu, nie mogę wyrazić swojego zdania, bo dostanę po twarzy. Może nie, gdy jest moja mama w domu, ale wtedy gdy jestem sama z Joshem. A często tak się dzieje, gdyż moja mama kończy pracę później od swojego partnera. Mimo tego, że ma tak dobrą posadę i ustawił się w życiu dla mnie wciąż jest i będzie nikim. Tak samo jak ja dla niego. Wszystko się wyrównuje, ale on nie ma prawa podnieść na mnie ręki. Gdybym mogła dawno bym to już zgłosiła, ale nie, bo zniszczę jego dobre mienie. Zbyt bardzo się boję, nie wiem jakie mogą być tego skutki. Mogę powiedzieć szczerze, że nie chcę więcej mieszkać już w tym domu, nie widzę ich widzieć. Całe szczęście, że mała Maddie nie musi przechodzić przez to co ja, no tak, jest córką Josha, wszystko oczywiste.
Z mojego zamyślenia wyrwało mnie silne szarpnięcie mojej ręki przez kogoś i mocne przygwożdżenie do ściany jednego z budynku, który mijałam. Na skutek bólu głośno pisnęłam, czego od razu pożałowałam, bo mężczyzna mocno ścisnął moją buzię.
- Zostaw mnie do cholery! - krzyknęłam.
- Zamknij pysk dziwko! - odpowiedział mi krzykiem.
Po chwili poczułam jak dobiera się do moich spodni i odpiął mój guzik. Zaczęłam się wyrywać i krzyczeć, lecz on znów zatkał moją buzię swoją dłonią. Gdy odepchnęłam go od siebie z całej mojej siły wymierzył cios w mój policzek, przez co od razu krzyknęłam i upadłam na ziemię A on korzystając z okazji ułożył swoje dłonie na moich piersiach i mocno je ścisnął, aż po chwili zobaczyłam jak napastnik upada na ziemię, pod wpływem ciosu..

 ***
Cześć skarby. Jakoś poszło, pierwszy rozdział dodany, a tu już kończę pisać dziesiąty. Od razu na wstępie dziękuję za wszelkie komentarze i za Wasze wejścia, to dla mnie bardzo dużo znaczy, ale wciąż liczę, że będzie nas tylko więcej i więcej i będziemy razem współpracować. Ja będę dla Was pisać, a Wy będziecie wyrażać swoje opinie w komentarzach, to takie moje małe marzenie. Rozdział może i krótki, ale już zaczyna się coś dziać, a dalej będzie jeszcze więcej. Zapraszam do wszystkich zakładek. Możecie poznać wygląd naszych bohaterów, zareklamować się, albo dodać do informowanych. Mam nadzieję, że Wam się spodoba :)

Będę wdzięczna za wszelką pomoc w reklamie mojego opowiadania.
Opinię zostawiam już Wam, bardzo dziękuję i życzę miłego dnia ♥

wszelkie pytania kierujcie tutaj : twitter